Jeżeli spojrzymy na dane o inflacji dotyczące 2011 roku i założymy mniej więcej, że w 2012 roku nie zacznie się hiperinflacja, a inflacja pozostanie w okolicach 4,5% - jakiej premii oczekujemy od rynku akcji?
Najpierw patrzymy na alternatywy w postaci lokat czy obligacji (w tym korporacyjnych -można pośrednio) i skoro w tej chwili uzyskamy bez problemu ponad 6% netto, logiczne jest, że musimy oczekiwać od rynku akcji wyższej stopy zwrotu w 2012 roku.
Jak wysokiej? To zależy od indywidualnego profilu ryzyka - w końcu na rynku lewarowanym wahania kapitału mogą być bardziej gwałtowne w ciągu miesiąca niż roku u przeciętnego inwestora.
W 2011 roku pasywne strategie na rynku akcji poniosły klęskę, a można je porównać do lokat czy obligacji, bo kupujemy i czekamy na efekt, który często jest katastrofalny dla portfela (z wyjątkiem hossy).
Na wykresie długoterminowym indeksu WIG wciąż nie widać oznak odwrócenia trendu spadkowego, tylko jakieś próby uspokojenia i dopóki indeks trzyma się nad poziomem 36 tys. punktów, dopóty mamy szansę na przynajmniej trend boczny. Bardziej optymistycznie zrobi się po przejściu średnich w zakresie 45/50-100 SMA/EMA:
I teraz mamy bardzo ciekawy moment związany z obcięciem ratingu kilku państw europejskich. Podobna historia była w sierpniu ubiegłego roku, kiedy zabrano literkę Amerykanom. Inwestorzy już dawno wkalkulowali te ratingi w rentownościach obligacji czy CDSach, ale różne instytucje będą pewnie musiały przegrupować kapitał. Poza tym pojawiają się znaki zapytania przy funduszu EFSF.
Jeśli WIG przetrzyma ten atak i nie zejdzie niżej, będzie szansa co najmniej na stabilizację. Jeżeli wyjdzie dołem, da sygnał sprzedaży i przełoży się to na wykresy większości spółek.
Warto jednak patrzeć na rynek także w perspektywie jeszcze dłuższej, na przykład tak:
No dobra, ale skąd się wzięło w tytule wpisu "Akcje dadzą zarobić realnie 3,5% rocznie w najbliższej dekadzie"?
Jest to prognoza, którą podają Weigand i Irons w pracy "The Relative Valuation of US Equities at Bear Market Bottoms: A Perspective on the Equity Risk Premium."
Osobiście uważam, ze sama prognoza jest tu akurat najmniej ważna, bo sprawdzi się, albo nie i na dodatek dotyczy rynku amerykańskiego, który jest wyraźnie silniejszy od polskiego w ostatnim okresie.
Ciekawsze są inne wnioski.
Naukowcy zauważyli, że amerykański rynek giełdowy zmienił się po 1950 roku w taki sposób, że bessy są teraz krótsze, a stopa zwrotu z akcji wyprzedza wzrost zysków firm, czyli inwestorzy mocniej przeszacowują wartość spółek niż wynika to z ich realnej wartości.
My doświadczyliśmy tego zwłaszcza na nieruchomościach i małych spółkach, co świetnie widać na wykresie porównującym stopy zwrotu z ostatniej dekady na różnych indeksach.
Z tego powodu wciąż uważam, że na rynku akcji tak naprawdę istotny potencjał mają spółki mniejsze, co tłumaczy się w dość oczywisty sposób: duża spółka generująca powiedzmy miliard zysku rocznie będzie miała poważne kłopoty, żeby taki zysk podwoić. Natomiast mała, rosnąca może z miliona zrobić 10 i kurs akcji wtedy strzela w górę (najczęściej wcześniej, dyskontując dobre rezultaty).
Można próbować różnych metod i strategii w zależności od upodobań i profilu inwestora - np.: CAN SLIM -taki żart sytuacyjny w polskich realiach.
Niestety, stawianie na small caps wiąże się z określonym ryzykiem i tylko je akceptujący powinni przyjrzeć się temu sektorowi. Tu nie oczekujemy 8,5% rocznie, tylko czegoś znacznie więcej, zdając sobie sprawę, że strata jest tu często nie do uniknięcia i nie należy jej się bać tylko ją kontrolować wielkością transakcji i zleceniami obronnymi SL.
Tym bardziej można się nad tym zastanawiać, że udało mi się wysmarować taki, może lekko naciągany zielony trend na indeksie sWIG80:
Przyszły tydzień powinien być ciekawy, ponieważ media będą prześcigać się na początku tygodnia w sianiu paniki i bardzo ciekawe jak zareagują rynki. Niczego nie prognozuję, tylko wskazuję, że wybicie się albo poniżej dołków z września (uwaga na fałszywki i lepiej zastosować jakiś choćby niewielki filtr), albo przez średnie z zakresu 45/50-100 zwiększy prawdopodobieństwo danego ruchu w nieco dłuższym horyzoncie czasu.
Myślę, że dla większości inwestorów najtrudniejsze jest odseparowanie się od własnych inwestycji i pozbycie się emocjonalnego stosunku do zajmowanej pozycji (całkowicie nigdy się nie da, ale można to kontrolować).
Kupuję akcje czy otwieram longi - widzę same wzrosty i superspółkę. Sprzedaję akcje, kupuje waluty czy otwieram eski - nadciąga krach tysiąclecia itp.
Tu przecież chodzi tylko/aż o zarabianie, a nie o udowadnianie racji, szukanie rozrywki czy podnoszenie samooceny.
Dlatego równie dobrze mogę mieć dziś akcje, jak za tydzień ich nie mieć i nie przeżywam z tego powodu żadnych rozterek moralnych czy jakichkolwiek innych. Biznes to biznes i nic więcej.