Tym razem na blogu pojawi się artykuł innego blogera. Autorem wpisu jest Survivalista, który prowadzi blog o Domowym Survivalu, czyli przygotowaniu domu i rodziny na kataklizmy. Nie tylko finansowe.
W dzisiejszym gościnnym artykule chciałem przedstawić Wam koncepcję przygotowania się do finansowego kataklizmu. Czyli po pierwsze zarysować Wam perspektywę tego, co nam grozi, a po drugie zaproponować kilka niezależnych metod na zabezpieczenie przed takim kataklizmem.
Sytuacją wyjściową niech będzie pracująca rodzina 2+1, w której obydwoje rodzice pracują, spłacają kredyt na 30 lat na zakup mieszkania i wychowują kilkuletnie dziecko. Załóżmy, że są to ludzie świadomi tego, co się dookoła dzieje – odkładają na emeryturę w programie oszczędnościowym i na studia dziecka na jakimś koncie czy lokacie. Żyją w miarę rozsądnie, co miesiąc wygospodarowują kilkaset PLN nadwyżki, którą przeznaczają na przyjemności. W końcu są jeszcze młodzi i coś im się od życia należy.
Co im grozi? Możliwe i dające się przewidzieć scenariusze przedstawię w kolejności od najbardziej prawdopodobnych do najbardziej drastycznych.
1. Utrata pracy
Niby nic wielkiego, ot zwykła utrata pracy. Może zdarzyć się każdemu. Ale nie dla każdego będzie to równie kłopotliwe jak dla wspomnianej rodziny. Nadwyżki pieniędzy wydają, może na dwie raty kredytu im oszczędności wystarczy, a co dalej? Co w sytuacji, gdy szukanie pracy potrwa dłużej albo nowa posada będzie zauważalnie gorzej płatna?
2. Bezrobocie strukturalne
Może nie do końca chodzi mi o encyklopedyczną definicję takiego pojęcia, tylko o sytuację, w której jedna osoba traci pracę z powodu np. upadku zakładu, który ją zatrudnia. Wtedy na rynek pracy trafia kilkunastu-kilkuset specjalistów z tej branży, rynek szybko ich nie wchłonie. Sytuacja taka sama jak wcześniej, ale dłużej potrwa. Może aż do przekwalifikowania?
3. Znaczna podwyżka kosztów życia
Najwięcej na życie wydajemy na ogrzewanie mieszkania i inne media. Co się stanie jeśli z jakichś przyczyn nagle te koszty drastycznie wzrosną? Mieszkając w mieście, w bloku, nie wstawisz sobie do mieszkania kominka i nie zaczniesz ogrzewać się tanim drewnem z lasu albo spłukiwać toalety deszczówką.
4. Lokalny kryzys finansowy
Coś podobnego, jak mieliśmy w USA, w skali jednego kraju. Pada kilka banków, ludzie tracą oszczędności, Bankowy Fundusz Gwarancyjny zdycha albo tylko zwleka z wypłatami odszkodowań. Pozostałe banki składają propozycje nie do odrzucenia i nagle żądają wyższych prowizji od kredytu, bo przecież nieruchomości mocno staniały i nagle mieszkanie kupione za 400 000 PLN, spłacone w 10%, warte jest tylko 300 000 PLN a więc nie pokrywa wartości kredytu.
5. Kryzys finansowy o zasięgu światowym
To samo co powyżej, ale o ogólnoświatowym zasięgu. Czyli jeszcze bardziej drastyczne.
Czy wspomniana rodzina naprawdę nie ma się czego obawiać? Ja sądzę, że jednak powinna się martwić perspektywami końca gospodarki jaką znamy (w małej, rodzinnej, lub globalnej skali)…
Jak mogą się zabezpieczyć?
1. Cięcie kosztów
To oczywista oczywistość. Przeanalizować, co rzeczywiście jest im potrzebne a co jest zbytkiem. Obciąć pakiet kablówki i abonament telefoniczny. Sprzedać jeden nieużywany samochód (może akurat mają dwa i spokojnie wystarczyłby im jeden, tylko musieliby mocniej korzystać z komunikacji publicznej?). Nie rezygnować z przyjemności tylko zamienić je na równie fajne ale tańsze, mniej snobistyczne. Rzadziej jadać na mieście. Kupować mniej żarcia, by nie zestarzało się w lodówce. Razem te metody wygospodarują sporo wolnej gotówki.
2. Oszczędzanie
Chodzi o to, by wolnych pieniędzy nie trwonić na głupoty, tylko je gdzieś trzymać. Najlepiej w wielu miejscach na raz. Część na kontach (najlepiej nie w jednym banku), trochę w obligacjach i akcjach, może trochę w metalach szlachetnych? I koniecznie tam, gdzie dość łatwo można je wyciągnąć. Żadne antybelkowe programy systematycznego oszczędzania!
3. Dodatkowe dochody
Chałtury, własna mini-działalność albo coś w ten deseń. Kilkaset złotych miesięcznie to niewiele, ale zawsze stanowi niezły dodatek do domowego budżetu. Te kilkaset złotych to powiedzmy 1/3 czy 1/4 raty kredytu, na tyle dużo, by w razie czego uratować finanse rodziny albo choćby ułatwić im wyjście z kryzysu, razem z oszczędnościami. Gospodarz tego bloga zarabia trochę na jego prowadzeniu, czy to nie jest niezły punkt wyjścia?
4. Nieruchomość na wynajem
I znów kilkaset lub więcej złotych miesięcznie, tym razem z wynajmowania kupionej nieruchomości. W małej skali może to być garaż albo miejsce postojowe w garażu podziemnym. W większej skali to kawalerka lub posiadane mieszkanie. Czy na pewno warto sprzedawać mieszkanie by szybciej spłacić kredyt, jeśli jego wynajem pokryje połowę kosztów raty kredytu?
5. Wychodzenie z długów
Czyli nadpłata kredytu wolnymi środkami. Oczywiście nie całością posiadanych wolnych środków, najpierw trzeba odłożyć na fundusz bezpieczeństwa. A potem spłacić kartę kredytową, raty za telewizor i ostatecznie kredyt hipoteczny, zaczynając od tego, co spłacić jest najłatwiej.
6. Obniżanie kosztów życia
Czasem wyprowadzka z miasta do własnego domu pozwala znacznie obniżyć koszty utrzymania. Własny dom to najczęściej tańsze ogrzewanie, własne warzywa i brak czynszu. Oczywiście trudno mając na karku kredyt za mieszkanie zbudować jeszcze dom. Ale w perspektywie 10 lat jest to jak najbardziej możliwe. Zwłaszcza, jeśli będzie to mały dom, dostosowany do potrzeb rodziny. Prawdziwych a nie wymarzonych w rodzaju „dwa pokoje dla syna, bo po ślubie na pewno będzie chciał z nimi zamieszkać”.