Złoto ze skarbca NBP (fot. NBP/Flickr) |
Tradycyjnie złoto uważa się za aktywo chroniące przed inflacją, przydatne także w czasie wojny, gdy papierowe waluty tracą na wartości lub wręcz upadają.
O wojnie trudno mi spekulować, natomiast zauważmy, że w ubiegłotygodniowym komunikacie po posiedzeniu RPP znajdziemy prognozę na 2019 r., w której Rada wyraźnie zapowiada:
"w wyniku pozostającego poza oddziaływaniem polityki pieniężnej wzrostu cen energii inflacja prawdopodobnie przekroczy 2,5%".
Jak w takim razie możemy bronić się przed tą inflacją?
Prawie zawsze w dyskusji od razu pojawia się temat, czy w ogóle oficjalna inflacja CPI podawana przez GUS jest prawdziwa. Osoby kwestionujące jej rzetelność powinny po prostu skrupulatnie prowadzić budżet domowy i porównywać ceny. Sam akceptuję odczyty GUS z zastrzeżeniem, że być może moja prywatna inflacja konsumpcyjna może się w rzeczywistości różnić od oficjalnych danych.
Według wstępnych, szacunkowych danych w październiku inflacja CPI wyniosła w Polsce 1,7%, czyli spokojnie udało nam się ją pokonać na najlepszych lokatach i kontach oszczędnościowych.
W przyszłym roku może być trudniej. Stopy procentowe nadal pozostaną niezmienione, a tak naprawdę najlepsze warunki dla depozytów oferują banki w niezbyt dobrej kondycji finansowej (między innymi Getin Bank czy Idea Bank). Postępująca konsolidacja sektora może spowodować, że w końcu ktoś je przejmie i ciężko będzie znaleźć dobre oferty dla oszczędności.
Dlatego dość naturalnym tropem są obligacje skarbowe indeksowane inflacją.
Od ubiegłego roku powoli zwiększam ich liczbę w swoim długoterminowym portfelu emerytalnym i aktualnie ich wartość przekracza 20 tys. zł (kupuję wyłącznie dziesięciolatki):
A co ze złotem?
Jeśli spojrzymy na jego notowania na przestrzeni dwóch dekad, dla Polaka wydającego PLN-y, nie jest ono wcale złą inwestycją antyinflacyjną. Przez ten okres zyskało blisko 350%:
Dla porównania inflacja CPI w Polsce w latach 1998-2017 wzrosła o ok. 85%.
Jeżeli kupujemy fizyczne złoto, musimy wziąć pod uwagę, że już na starcie jesteśmy kilka procent na minusie (cena monety czy sztabki jest powyżej średniej rynkowej, a przy odsprzedaży musimy zadowolić się niższą ceną). Dlatego w tej formie należy rozważać inwestycje długoterminowe, które wiążą się z kolejnym problemem, czyli przechowywaniem kruszcu (skrytka bankowa kosztuje, a w domu występuje ryzyko kradzieży).
Część osób w ogóle nie uznaje złota i zaciekle je zwalcza. Osobiście zaliczam się do bardzo umiarkowanej sekcji goldbugów, czyli 5-10% kapitału można ewentualnie w nie wrzucić, ale nie ma czym się podniecać.
Co do kryptowalut, przez niektórych nazywanych "cyfrowym złotem" - nadal nie mam do nich przekonania. Jeszcze nikt do mnie nie trafił z logicznym i spójnym przekazem, a rajd niestety przegapiłem (mój błąd).
Natomiast wracając do złota, nadal w średnim terminie zastanawia mnie, jak na jego notowania będą wpływać rosnące stopy procentowe w USA zwiększające atrakcyjność dolara i potencjalnie zmniejszające zyskowność złota i surowców.
W tym roku dolar zyskał do euro ponad 6%, a do złotego blisko 10 (aktualnie kurs znowu przekroczył 3,8 zł).
Nie wiem, co będzie dalej, ale utrzymuję prywatną rezerwę walutową, w tym dość sporo USD:
Do zakupów od lat wykorzystuję kantor internetowy Walutomat. Mogę sobie tu ustawić zlecenie kupna i czekać, aż ktoś sprzeda mi po zadowalającym kursie. Dzięki temu da się czasem kupić waluty poniżej kursów rynkowych.
Spokojnie czekam na dalszy rozwój wypadków.
A co z akcjami? Czy one dają schronienie przed inflacją?
Do pewnego stopnia. Nawet jeśli cena pasty do zębów czy papieru toaletowego wzrośnie, musimy je kupować i dlatego ich producenci mogą przerzucać przynajmniej część wzrostu cen na konsumentów. Natomiast tu trzeba byłoby dokładnie analizować spółki i na przykład zbadać, jak wyższe ceny energii odbiją się na ich zyskowności w przyszłym roku.
Dodatkowo ryzyko możemy rozproszyć kupując od razu gotowy portfel spółek, czyli fundusz indeksowy. Obniżamy w ten sposób również koszty i ograniczamy czas na analizy. Poza tym ciężko wygrać z indeksem z powodu jego natury - usuwa się z niego słabe spółki, a rośnie udział zwycięzców.
Za to nie możemy od niego oczekiwać spektakularnych sukcesów typu historia wzrostu notowań CD Projektu. Dlatego jakimś pomysłem jest wydzielenie części kapitału do inwestowania w pojedyncze akcje i inne spekulacje.
Jeśli spojrzymy na dane historyczne indeksu MSCI World obejmującego ponad 1600 spółek (Apple, Microsoft, Amazon itd.) z 23. najbardziej rozwiniętych rynków, to w ostatnich 10 latach zyskiwał on średnio rocznie ok, 9%, a w horyzoncie trzydziestoletnim nieco ponad 8%.
Problem w tym, że dość rzadko trafiają się lata z tego typu stopą zwrotu. Wahania są bardzo duże:
Dlatego trzeba być do nich przygotowanym mentalnie: nastawić się na długi termin ze świadomością dużych obsunięć po drodze i wspomagać różnymi sprawdzonymi sposobami - na przykład regularnymi zakupami za stałe kwoty.
W Polsce od niedawna na bezpłatnej platformie TFI PZU mamy dostępny tani fundusz indeksowy inPZU Akcje Rynków Rozwiniętych bazujący na indeksie MSCI World Index. Więcej na ten temat znajdziecie w oddzielnym wpisie:
Rewolucja w polskich funduszach inwestycyjnych! Czas przygotować strategię
Start wypadł w ciężkim momencie dla giełd, które w październiku zanurkowały, ale mój testowy portfel funduszy inPZU jakoś specjalnie nie ucierpiał:
Kolejnym tropem antyinflacyjnym są nieruchomości.
Generalnie nawet przy obecnych już dość wysokich cenach w Polsce powinny one dawać ochronę przed inflacją. Natomiast co do zysków, wszystko zależy od poszczególnych przypadków, a głównym czynnikiem, jak zawsze, jest właściwa lokalizacja.
Minusem nieruchomości jest konieczność angażowania sporego kapitału i ich ograniczona płynność. No i nie każdy ma chęć i czas na angażowanie się w wynajem - "dochód pasywny" w tym przypadku uznaję za bardzo duży skrót myślowy :)
A jakie instrumenty Waszym zdaniem najlepiej chronią przed inflacją? No i czy faktycznie będzie ona zagrożeniem dla oszczędności w 2019 r. i kolejnych latach?