Gladwell zyskał sławę dzięki książce "Outliers" (po polsku - "Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu").
Fragment można przeczytać tutaj.
Według niego tajemnica sukcesu tkwi głównie nie w talencie, który niewątpliwe pomaga i przyspiesza proces, a w wielu dziedzinach jest niezbędny (na przykład w sztuce), lecz w określonej dawce ciężkiej pracy:
Minimum 10 tysięcy godzin - średnio w 10 lat (zakładając 20 godzin pracy tygodniowo). A czasami może to być i więcej, na przykład 20, 30 czy 40 tysięcy godzin.
Talent nieco skraca drogę do sukcesu i w przypadku sportu często gwiazdy potrafią rozbłysnąć znacznie szybciej - skrajny przykład stanowi bahamski skoczek wzwyż Donald Thomas, który zaledwie po kilkunastu miesiącach treningu został mistrzem świata.
Jednak Gladwell argumentuje, że we wszystkich dziedzinach wymagających wysiłku umysłowego nie ma drogi na skróty. Dlaczego miałoby być inaczej w przypadku inwestowania/tradingu?
Tymczasem praktycznie każdy człowiek może sobie otworzyć rachunek w biurze maklerskim, czy u brokera FX i stanąć do gry o miliony.
Nie wymaga się żadnego przygotowania czy dyplomów, tylko depozytu. Na dodatek w dobie łatwo dostępnej wysokiej dźwigni i rynków lewarowanych praktycznie nie istnieje bariera kapitału początkowego - możesz zacząć praktycznie niemal od zera.
Zresztą branża potrzebuje ciągle świeżego narybku i nowych pieniędzy, więc kusi w reklamach mirażem szybkich i łatwych zysków, nieosiągalnych w innych dziedzinach życia, przynajmniej nie w tak prosty sposób. W końcu neurochirurg też zarabia poważne pieniądze, ale nikt Cię nie wpuści na salę operacyjną, zanim nie zdobędziesz odpowiednich umiejętności popartych papierkami.
I nowi nie pojawialiby się tak chętnie na parkiecie, gdyby nie zjawisko nadmiernej pewności siebie.
Nawet widząc tak oczywiste komunikaty:
"82% aktywnych klientów korzystających z internetowych platform transakcyjnych rynku forex poniosło stratę"
zapewne wzruszysz ramionami i stwierdzisz: - Mnie to nie dotyczy.
Sam też padłem ofiarą tego przekonania na rynku FX i jestem ciekaw, kiedy i czy tu wyjdę na plus.
Tą nadmierną, nieuzasadnioną pewnością siebie żywi się cała branża inwestycyjna. Ludzie uwielbiają prorokować i zgadywać, szukają "złotego strzału" i unikają ciężkiej pracy. Nieodmiennie szukają też guru, który ze swoich fusów potrafi rozpoznać kierunek rynku. Taki guru zwalnia z myślenia, a w razie pomyłki jest winien naszej porażki. Tak było, jest i będzie.
A teraz popatrzmy na zawodowych zarządzających.
W 2012 roku blisko 70 procent polskich funduszy inwestycyjnych (analizowano 26) przegrało ze swoimi benchmarkami. Jak widać, nawet profesjonaliści mają problem z rynkiem, także kiedy sami tworzą autorskie fundusze.
W przypadku tradycyjnych funduszy trzeba jednak zrozumieć, że ich zadaniem nie jest maksymalizacja stopy zwrotu z inwestycji przy ograniczonym ryzyku, ale maksymalizacja sprzedaży jednostek funduszy. TFI zwykle żyją z opłat i prowizji, a słupki z procentami służą do przyciągania nowych klientów, z których można ściągnąć pieniądze. Inaczej mówiąc, te piękne wykresy są dla nich przede wszystkim narzędziem marketingowym.
Nie znaczy to, że nie da się na nich zarobić - patrz fundusze małych i średnich spółek w ostatnim roku:
źródło: Fundi.pl |
Jednak trzeba rozumieć rozbieżność interesów funduszu i klienta oraz problem, że możesz wybrać niewłaściwy fundusz - taki, który przyniesie wielkie straty, zwykle paraliżujące posiadaczy jednostek.
W takim razie co robić?
Może warto posłuchać Gladwella i nie łudzić się, że posiadamy jakiś nadzwyczajny dar pozwalający nam samoistnie osiągać sukcesy na rynkach kapitałowych? Nawet wspomniany talent to za mało, aby regularnie zarabiać pieniądze - na przykład można się wstrzelić w hossę, a potem oddać wszystko z nawiązką w bessie...
Dlatego spójrz na problem bardziej realistycznie. Jeśli nie masz ochoty na te 10 tysięcy godzin, może po prostu nie inwestuj agresywnie, zmniejsz liczbę transakcji i wykorzystuj ETF-y. Albo wręcz pozostań przy lokatach czy obligacjach - zwłaszcza, gdy te 10 tysięcy godzin możesz spożytkować w zupełnie innej dziedzinie.
Kiedyś myślałem, że każdy powinien spróbować swoich sił na rynkach kapitałowych. Teraz skłaniam się ku przekonaniu, że skoro coś zaczynasz robić, staraj się to robić dobrze, jak najlepiej, a nie da się poważnie inwestować "z doskoku." Tu trzeba nie tylko odrobić pracę domową, ale na dodatek stale monitorować swoje inwestycje. Nie każdy może sobie na to pozwolić.
A jeśli chcesz podjąć wyzwanie, zaczynaj od drobnych stawek i nastaw się na mozolną wspinaczkę po wysoką, acz niepewną nagrodę czekającą na szczycie góry. I co najgorsze, szczyt zwykle okazuje się przełęczą i wspinaczka zaczyna się na nowo...