Zgodnie z zaleceniami KNF od przyszłego roku kupujący mieszkanie będzie musiał posiadać co najmniej 5 proc. wkładu własnego.
Dlatego część osób zapewne zastanawia się, czy od razu kupić mieszkanie na kredyt, czy może poczekać i dalej zbierać na wkład własny.
Moje zdanie jest zapewne znane Czytelnikom od dawna i wyrażałem je wielokrotnie na blogu, w tym w oddzielnym wpisie "Dlaczego warto zbierać na wkład własny kredytu hipotecznego?"
W skrócie:
1. Bardziej szanujesz pieniądze, które sam oszczędzasz i dodatkowo wyrabiasz w sobie korzystne nawyki finansowe (musisz regularnie generować nadwyżki).
2. W sumie zapłacisz dużo mniej bankowi (za chwilę do tego wrócimy) i nie obciążasz tak mocno swojego budżetu, ponieważ kredyt jest sporo tańszy.
Jednak w dalszym ciągu banki umożliwiają zaciągnięcie kredytu pod sam daszek, a nawet i wyżej (ponad 100 proc. wartości nieruchomości) i pokusa ominięcia etapu oszczędzania wydaje się bardzo silna
No i wiadomo, ze niemal każdy pośrednik finansowy czy pracownik banku chce zarabiać wyższą prowizję i namawia do jak najszybszego i największego kredytu hipotecznego.
LtV = Loan to Value, czyli stosunek kredytu do wartości nieruchomości
Według Bankiera najlżejsze chomąto oferuje obecnie Bank Pocztowy:
Znakomicie. Tymczasem KNF wylicza dlaczego warto posiadać co najmniej 20 proc. wkładu własnego (str. 14):
Liczby nie kłamią.
Zwróćmy też uwagę na fakt, że obecnie oprocentowanie kredytów jest wyjątkowo niskie, a w przeciągu kilkudziesięciu lat, na które zaciąga się zazwyczaj kredyt, jest pewne, że co najmniej kilka razy wzrośnie ono istotnie i wraz z nim raty.
Jednym z argumentów za pośpiechem byłby przewidywany wzrost cen nieruchomości. Czy nastąpi w krótkim czasie? Tego nie wiem. Natomiast na razie nie widać znaczącego ożywienia. Niektórzy liczą na program "Mieszkanie dla Młodych". Ja uważam, że ważniejsze byłoby rozruszanie się naszej gospodarki i idący za nim wzrost wynagrodzeń oraz optymizmu konsumentów.
Ostatnie lata nieco skruszyły mit o nieruchomościach jako świetnych inwestycjach. A tu jak na każdym innym rynku da się zarobić, ale nie zawsze i nie na wszystkim.
Szkoda, że nie mamy tak rozwiniętego rynku wynajmu, jak choćby Niemcy. Tam właściwie nie ma co się przejmować mieszkaniem na kredyt i można wygodnie żyć, płacąc rozsądne kwoty za wynajem bez strachu, że za kilka miesięcy właściciel nagle coś sobie ubzdura i nas po prostu wyrzuci.
Poza tym potężny, wieloletni kredyt jest nie tylko obciążeniem finansowym, ale również psychicznym. Dlatego mniejszy kredyt i większy wkład oznaczają też zupełnie inny komfort psychiczny.
No i dochodzi jeszcze jedna sprawa - w międzyczasie, kiedy zbierasz na wkład może się okazać, że trafi się jakaś ciekawa praca w innym mieście czy za granicą i wtedy jako mobilna osoba bez problemu możesz się przenosić. Zakredytowani nie zawsze mają możliwość wynajmu spłacanego mieszkania, czy jego sprzedaży. Ba, często jego wartość na rynku wtórnym jest niższa niż kredyt pozostały do spłaty.
Czy ktoś z Was zbiera na wkład własny? A może jednak wybraliście mieszkanie na kredyt bez wkładu własnego?