wtorek, 16 lipca 2013

Czy kolekcjonerstwo to dobra inwestycja?

Kilka dni temu napisał do mnie Grzegorz:

Korzystając z wakacji, chciałbym zaproponować temat dość luźnego wpisu mogącego zainteresować wielu czytelników. Chodzi mi o połączenie inwestowania z kolekcjonerstwem, ale nie kosztownym jak numizmatyka czy filatelistyka, ale takim na każdą kieszeń, które może w przyszłości zapewnić znaczne profity (np. pierwsze wydania komiksów, porcelanowe kamieniczki KLM etc.). Powiedzmy, że przeznaczamy na ten cel 30-50 zł miesięcznie. Ja na przykład zbieram modele samochodów "Kultowe Auta PRL-u", traktując je zarówno jako pasję, jak też dobrą inwestycję. Kupuję też okazyjnie niewielkie starocie, aczkolwiek na tym trzeba się raczej dobrze znać. 

Jestem ciekaw, ilu Czytelników zajmuje się kolekcjonerstwem i jakie kierują Wami motywy. Czy liczycie na wymierny zysk finansowy, a może po prostu realizujecie swoją pasję?


Teraz wrócę na chwilę do historii. Blog powstał we wrześniu w 2007 roku. Trudno było chyba o gorszy moment, aby zaczynać inwestycje na GPW (pomijam obstawianie spadków):













Indeks WIG rozpoczynał spadkowy korkociąg, po którym tak naprawdę nasz rynek nie otrząsnął się do dziś - wtedy wszyscy dyskutowali o funduszach, akcjach i giełdzie, teraz temat stał się niszowy...

Zupełnie niespodziewanie dla mnie samego "wkręciłem się" w hossę na zupełnie innym rynku: srebrnych monet i przez kilka miesięcy udanie powiększałem tam kapitał, aż NBP nie zabił rynku kosmicznymi nakładami lustrzanek. Kulminacyjnym punktem hossy była pamiętna dla wielu emisja Sokoła, za którym ustawiały się długie kolejki.

Widząc co się święci, sprzedałem prawie wszystkie monety i lojalnie ogłosiłem na blogu koniec hossy.

Zostawiłem sobie na pamiątkę parę "kapsli" i tak naprawdę niespecjalnie interesuje mnie ich cena:


I tu dochodzimy do sedna problemu - prawdziwy kolekcjoner zazwyczaj kieruje się sercem, nie rozumem, a mi udało się dość łatwo zarobić pieniądze na monetach, ponieważ podszedłem do nich jak do każdej innej  inwestycji, czyli podłączyłem się do trendu w najlepszym momencie - fazie euforycznych wzrostów.

Poza tym dodajmy jeszcze inny czynnik - bardzo trudno szacuje się realny potencjał zysku z kolekcjonerstwa, ponieważ wiele zależy od mody i tu ciężko poruszać się w chaosie.

Teoretycznie nieco łatwiej jest w przypadku sztuki (tu stała rubryka w "Rzeczpospolitej"). Jednak mamy pewną barierę finansową i ciężko o dzieła kupowane za kwoty o których wspomina Grzegorz (30-50 PLN miesięcznie).

No i dołóżmy stosunkowo niską płynność tego rynku - zdecydowanie prościej dokonuje się transakcji na giełdzie.

Dlatego uważam, że nie ma co się od razu nastawiać na jakieś wielkie zyski, tylko lepiej traktować kolekcjonerstwo jako hobby, a z czasem, kiedy Twoja wiedza będzie coraz obszerniejsza, automatycznie zwiększą się szanse, że kupisz dany przedmiot istotnie poniżej jego rzeczywistej wartości wewnętrznej i co równie ważne - uda się Tobie podłączyć do trendu wzrostowego.

A jeśli za 30-50 zł ktoś kupuje modele aut, przy okazji może stać się ekspertem w tej dziedzinie i zarobić w zupełnie inny, czasem nieoczekiwany sposób...

Ciekaw jestem czy Wy coś kolekcjonujecie, a może udaje się Wam też zarabiać na swojej pasji?