20-letni student wstrzelił się w hossę na amerykańskiej giełdzie (prawie tak jak Tepper) i od stycznia ubiegłego roku kilkunastokrotnie powiększył swój skromy kapitał, z zaledwie czterech do aż 60. tysięcy dolarów (szczegóły, jakie to były/są akcje i transakcje w linku).
Teraz naszła go taka refleksja.
Chciałby utrzymać ten kapitał i stworzyć znacznie mniej ryzykowny portfel.
Co poradzilibyście mu zrobić? Załóżmy, że niech to będzie 60 tys. złotych (nie dolarów) i student mieszka w Polsce.
Według użytkowników serwisu Reddit najlepszej odpowiedzi udzielił Omikron:
1. Sprzedaj wszystkie akcje2. Wrzuć część na konta oszczędnościowe/lokaty jako fundusz awaryjny
3. Zainwestuj w fundusz emerytalny Vanguard Target Retirement
4. Korzystaj ze środków, aby ukończyć studia bez długów, a będziesz i tak dekadę przed swoimi rówieśnikami (jeśli chodzi o finanse)
***
Sam wrzucę tu swoje trzy grosze.
Ad. 1 Tu byłbym nieco innego zdania. Może to jest fart, może talent, a może jedno i drugie. Jeśli chłopakowi idzie tak dobrze, niech zostawi sobie te 10 tysięcy i walczy dalej. Fakt, ze taka passa raczej się szybko nie powtórzy (poza tym czai się też inne niebezpieczeństwo) i z resztą kasy postępowałbym znacznie ostrożniej.
Ad. 2 Tu nie mam uwag. Fundusz awaryjny każdemu się przyda i standardowo powinien on wynosić równowartość od trzech do sześciu miesięcy wydatków.
Ad. 3 Do rozważenia IKE i zakup ETF-ów na WIG20 na rachunku maklerskim.
Ad. 4 Absolutna zgoda. Inwestycja we własne umiejętności, dodatkowe kursy itd. w tym wieku wydaje się sensowna, bo najłatwiej wchodzi nam nauka. Poza tym amerykańscy studenci muszą brać pożyczki na swoją edukację i większość z nich kończy studia z długami - nazwano ich Generacją I. O. U. A nasz bohater ma szansę zacząć nieco inaczej.
A Wy co zrobilibyście na miejscu tego 20-latka?