David Merkel zarządza aktywami zamożnych klientów, a minimalna wpłata wynosi 100 tys. dol. Koncentruje się głownie na akcjach i obligacjach.
Ostatnio na swoim blogu popełnił wpis "How to Become Super-Rich?", w którym pozbawia złudzeń wielu marzycieli - aby dostać się do grona najzamożniejszych, nie wystarczy jakiś tam handelek (nawet dumnie nazwany tradingiem) na giełdzie czy innych rynkach kapitałowych. Nie tędy droga.
Tak naprawdę najbogatsi doszli do majątku budując biznesy, a nie handlując akcjami czy walutami.
Przywoływany często przykład Buffetta nie jest do końca prawidłowy, ponieważ on tak naprawdę stworzył holding przejmujący kolejne firmy i bezpośrednio wpływający na ich zarządzanie (od siebie dodam, że przez lata wyrobił sobie takie kontakty, że otrzymuje na przykład niesamowicie preferencyjne warunki, jak w przypadku zakupu uprzywilejowanych akcji banku Goldman Sachs po upadku Lehman Brothers).
Merkel dodaje, że naprawdę bogaci stworzyli firmy, zatrudnili utalentowanych ludzi i dopiero taki zespół może naprawdę zwielokrotnić nasze dochody. Nie praca jednostki czy indywidualne inwestowanie. W tym ostatnim przypadku mamy zawsze wielkie ograniczenie - czyli skromny własny kapitał.
Czy zgadzasz się z Merkelem?
W sumie nie każdy człowiek chce zostać koniecznie miliarderem z pierwszej setki najbogatszych (obojętnie czy w Polsce, czy na świecie) - sam zadowolę się znacznie skromniejszą sumą i powoli realizuję swój plan inwestycyjny. Istnieje wystarczająco wiele przykładów, że na giełdzie czy rynkach kapitałowych da się zarobić naprawdę duże pieniądze - fakt, że od pewnego pułapu musi to być już tak czy siak firma inwestycyjna.
Natomiast warto zachować odpowiednią perspektywę i (starać się) podejmować racjonalne decyzje finansowe. Ciekawe jest na przykład, że osoby posiadające kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych znacznie chętniej szukają nowych lokat i kont dających ułamek procenta więcej ,niż koncentrują na odłożeniu dodatkowych stu czy dwustu złotych miesięcznie (Co mi da ta stówa czy dwie? To jest nic -typowa argumentacja).
Przecież te ledwie 200 zł miesięcznie dla posiadacza 10 tys. zł oznacza roczny dodatkowy przyrost kapitału o 24 procent (nie licząc odsetek). A czy łatwiej zarobić 24 procent na rynkach, czy odłożyć te dwie stówki?
Podobnie wielu młodych ludzi zamiast tracić czas na foreksowe mrzonki może powinno się skupić raczej na studiowaniu sensownego kierunku? Może miliarderami nie zostaną, ale nie znam na przykład lekarza, któremu brakowałoby na chleb...