Jako motor wzrostu dla rynków akcji wskazuje się teraz nie tylko tradycyjnie rynki wschodzące, ale także Stany. Dlatego przedstawiam bardzo niedźwiedziego Johna Hussmana, który przestrzega, że w trwającym cyklu rynkowym posiadaczy amerykańskich akcji mogą dosięgnąć głębokie i bolesne spadki, rzędu 40 procent.
A skoro giełdy funkcjonują trochę jak system naczyń połączonych, zapewne nie pomogłoby to słabej w tym roku GPW.
Hussman bardzo ładnie argumentuje i wylicza, że wg niego S&P 500 w najbliższej pięciolatce będzie przynosił niemalże zerowe zyski, a w sumie czeka nas stracona dekada z średnioroczną stopą zwrotu na poziomie 4 proc.
Na dodatek w tym momencie rynki są gdzieś tu:
Taka hipoteza pasuje do mojej aktualnej pozycji po sprzedaży wszystkich akcji z portfela IKE na początku tygodnia.
Jednak w przeciwieństwie do Hussmana nie znam przyszłości i równie dobrze mogę prognozować, że rynek akcji wzrośnie o 40 procent i dla mnie osobiście taka opinia ma dość podobną wartość (tzn. prognozę mam głęboko w tyle, a analizę chętnie przeczytałem).
Natomiast zastanowiło mnie coś, co zilustrowałem we wtorek na Facebooku i stanowi świetną pożywkę dla miłośników teorii spiskowych:
Fajnie byłoby wierzyć w
Czy GPW się do nich zalicza? Świetne pytanie.
Nie sposób jednak zauważyć, że obecnie nasza giełda (a precyzyjniej mówiąc największe spółki) jest w takiej fazie, że ignoruje dobre informacje, a każdą gorszą wykorzystuje do przeceny. Dlatego zalecam solidne przejrzenie swojej strategii i przygotowanie się na wypadek spadków (jedno z testowych pytań: co zrobię, jeśli moje akcje/jednostki funduszu/cokolwiek potanieją o 10/20/30 proc.? ), Spadki rzecz jasna mogą się okazać jedynie korektą i wbrew Hussmanowi, wtedy chętnie wrócę na rynek akcji...