Reuters przedstawił kolejny dowód słuszności strategii "Sell in May...", obowiązującej na większości rynków akcyjnych:
Dla nas dane nie są żadnym zaskoczeniem i statystycznie zazwyczaj bardziej opłaca się kupować akcje jesienią (efekt Halloween) i sprzedawać wiosną (także rok temu szczyt polskiej giełdy wypadł w kwietniu).
Jednak widzę tu kilka problemów, z którymi często nie potrafią sobie poradzić nawet doświadczeni uczestnicy rynku.
Przede wszystkim - przewaga statystyczna nie oznacza, że za każdym razem sprawdza się dana zależność, o czym zapomina większość inwestorów.
Dlatego bawią mnie analitycy-zgadywacze, którzy nawet na podstawie trafnych obserwacji/skutecznych systemów podają publiczności ich wskazania i potem muszą się tłumaczyć, jeśli się nie sprawdzą. Ba, sami tego do końca nie rozumieją i czują się winni.
A co zabawne, duża trafność prognoz wcale nie oznacza jakichkolwiek długoterminowych zysków. Przykład: zarabiam 1 tys + 1 tys. + 1 tys. zł i za trzecim razem tracę 5 tys. złotych.
Mam skuteczność prognoz 75% i minus na rachunku.
A jeśli odwrócimy sytuację i mam 3 razy stratę po tysiąc i raz zysk 5 tys, to tym razem jestem bardzo słabym prognostą, za to zarabiającym.
Tymczasem większość amatorów szuka jedynie jak najwyższej trafności i nie rozumie statystyki, czyli faktu, że nie każda próbka jest identyczna i dopiero po minimum kilkudziesięciu zdarzeniach możemy tak naprawdę zacząć oceniać czy coś działa, czy nie.
Dlatego jeśli nawet w tym roku nie potwierdzi się zależność "Sell in May..." nie znaczy to, że przestała działać, tylko akurat ta próbka jest negatywna.