Ten rajd jest bardzo ciekawy także dlatego, że biorą w nim udział nowi inwestorzy, którzy do tej pory nie interesowali się giełdą, a teraz uznali, że jest tanio i warto zaryzykować. Ten fenomen obserwujemy zarówno w Polsce jak i zagranicą,
Zamieszanie potęguje rozjazd z twardymi, słabymi danymi z gospodarki. Inwestorzy założyli, że liczą się te przyszłe, które powinny być znacznie lepsze, a ważniejsze według nich jest potężne wsparcie ze strony banków centralnych (z amerykańskim Fed-em na czele). Poza tym należy pamiętać, że na giełdach działa mnóstwo algorytmów, które mogą wzmacniać ruch wzrostowy tylko ze względów technicznych, kompletnie ignorując fundamenty.
Więcej na ten temat piszą analitycy Allianz Research.
U nas lokalnie dużą część kapitału na giełdy przyciąga brak sensownych alternatyw - banki drastycznie ścięły oprocentowanie lokat, a inwestowanie w nieruchomości stało się teraz znacznie bardziej ryzykowne.
A jak nie pogubić się i nie stracić głowy inwestując w czasach pandemii?
Podam kilka pomysłów, które dobrze działają u mnie, nie tylko w erze COVID-19.
Pierwszy z nich zaprezentowałem w weekend w mediach społecznościowych:
Sobota jest świetnym dniem do sprawdzania stanu portfela inwestycyjnego. Dlaczego? Nawet, gdy wpadniesz na jakiś głupi pomysł, zwykle masz czas do poniedziałku, aby wycofać się z błędnej decyzji. 😎
— Zbyszek Papiński (@appfunds) July 11, 2020
Dobrze jest też taką decyzję nieco odroczyć i się z nią przespać. W międzyczasie warto zapytać o zdanie kogoś zaufanego. Często spojrzenie z innej strony niezwykle pomaga, także wtedy, kiedy nie do końca zgadzamy się z opinią drugiej strony.
Żyjemy w epoce, kiedy inwestowanie jest łatwe i tanie, jak nigdy wcześniej. Wystarczy zainstalować aplikację w telefonie i mamy praktycznie stały dostęp do giełd w dowolnym miejscu i czasie. Ta wygoda bywa też zgubna i może prowadzić do niepotrzebnych, impulsywnych transakcji.
Osobiście znalazłem na to prosty sposób - staram się ograniczać obserwację bieżących notowań. Naprawdę rzadko kiedy z tego gapienia się wynika coś pożytecznego.
Wiele osób sądzi, że skoro na rynku tyle się dzieje, to oni też muszą koniecznie coś robić. A często prowadzi to do pochopnych, zbyt emocjonalnych decyzji.
Kto na przykład nie przestraszył się i nie sprzedał ETF-u na S&P 500 w marcu br., w horyzoncie wieloletnim znajduje się nadal na duuużym plusie, a ta przecena na poniższym wykresie jest prawie niezauważalna:
No właśnie - dlatego tak ważna jest odpowiednia perspektywa, czyli myślenie długoterminowe. Wcale nie trzeba sprawdzać co godzinę notowań, aby osiągać dobre wyniki.
Podobnie nie musimy co chwilę wykonywać kolejnych transakcji.
Z przeprowadzonego w Brazylii badania rachunków 1551 spekulantów zajmujących się day tradingiem na kontraktach terminowych na indeks Bovespa przez co najmniej 300 sesji giełdowych (ponad rok) wynika, że 97% z nich straciło pieniądze, 1,1% (17 osób) zarobiło więcej niż brazylijska płaca minimalna, 0,5% (8 osób) zarobiło tyle, co początkujący kasjer w banku, a tylko jednej osobie udało się zarobić nieco więcej - średnio 310 dolarów dziennie.
A może zamiast zmagać się z rynkiem, prościej regularnie kupować tanie fundusze ETF i zająć się swoimi sprawami? Wystarczy arbitralnie ustalić: kupuję za kwotę X na początku miesiąca czy kwartału i trzymać się planu.
Dla mnie takie kupowanie ETF-ów jest o tyle wygodne, że nie zastanawiam się, czy akcje Apple (lub jakiekolwiek inne) są przewartościowane, tylko kupuję regularnie ETF-y raz drożej, raz taniej, a resztę zrobi za mnie odpowiednio długi czas.
Kolejnym sprawdzonym sposobem poprawiającym wyniki jest prowadzenie dziennika inwestora. Moim zdaniem najlepiej sprawdza się tradycyjny notes czy zeszyt, w którym zapisujemy nasze dowolne przemyślenia towarzyszące nam przy zawieraniu transakcji, w tym uzasadnienie, dlaczego ją wykonaliśmy.
Zachęcam do założenia takiego dziennika, choćby na próbę na kilka miesięcy. Naprawdę pomaga.