Z danych opublikowanych przez GUS wynika, że w lutym br. zanotowaliśmy deflację na poziomie -0,8 procent (w skali rok do roku). Największy wpływ na nią miała taniejąca ropa naftowa, co przełożyło się na spadki w kategorii "transport" o 7,3%. Istotnie potaniała też odzież i obuwie - o 4,5%.
Delikatnie podrożała żywność (0,4%) czy napoje alkoholowe i tytoń (0,6%) - więcej szczegółów znajduje się w tabeli.
Samo określenie "deflacja" już nikogo nie szokuje, ponieważ jest ona z nami obecna od lipca 2014 roku. Jednak, jak zwykle w takiej sytuacji, podnoszą się głosy, że dane są niewiarygodne, a tak naprawdę wszystko drożeje i to znacznie.
Atmosferę podejrzliwości podsyca fakt, że GUS zmienił skład koszyka inflacyjnego na 2016 rok. Obecnie wygląda on tak:
W porównaniu do danych sprzed roku rewolucji nie widać. Jednak ciągle powtarzają się pytania, skąd GUS bierze ceny i dlaczego obowiązuje akurat taka a nie inna struktura wydatków gospodarstw domowych.
Temat był już poruszany na blogu, choćby w artykule "Ile wynosi inflacja?", ale nieustannie wzbudza emocje osób oburzonych "fałszywymi" liczbami z GUS.
A co w rzeczywistości robi GUS?
Co roku przeprowadza badanie budżetów domowych obejmujące kilkadziesiąt tysięcy gospodarstw domowych - ostatnie dostępne za 2014 rok można pobrać tutaj. Uczestnicy otrzymują specjalne książeczki - wzór, w których skrupulatnie zapisują swoje przychody i wydatki.
Na tej podstawie wyciąga się pewną średnią, której efekt końcowy widzimy w postaci koszyka inflacyjnego na kolejny rok.
Wychodzi nam z tego bardzo grube przybliżenie, a badanie ankietowe ma szereg wad. Na przykład nie wiadomo, czy spisujący wydatki nie zaniżają środków przeznaczonych na używki. Poza tym samo zapisywanie wydatków może skłonić wiele osób do oszczędności i rozsądniejszego gospodarowania pieniędzmi.
Dlatego jeśli faktycznie chcemy znać naszą rzeczywistą prywatną inflację, każdy z nas powinien sobie taki koszyk zbudować samodzielnie i na tej podstawie porównywać ceny w poszczególnych latach.
A co z prognozami na przyszłość?
NBP wciąż przesuwa termin pojawienia się inflacji konsumenckiej CPI - w najnowszym raporcie na drugą połowę 2016 roku (w sumie nawet na końcówkę):
Inaczej mówiąc - dla oszczędzających oznacza to, że lokaty krótkoterminowe powinny przynieść realny zysk, a potem zobaczymy.
A na koniec mam zagadkę dla dociekliwych - dlaczego inflacji CPI nie widać, a wręcz notujemy deflację, skoro podaż pieniądza mierzona agregatem M3 wzrosła przez rok aż o 10%?