źródło: YouTube |
Jednak największe kontrowersje budzi fakt, że pod koniec sierpnia spółka Enea Wytwarzanie z Kozienic wypowiedziała Bogdance umowę na dostawę węgla począwszy od 1 stycznia 2018 r. Komunikat wywołał paniczną wyprzedaż akcji kopalni, ponieważ oznaczał utratę kluczowego klienta odbierającego ok. 40 proc. produkcji kopalni.
Na dodatek informacja zaskoczyła także zarząd Bogdanki i nadeszła w najgorszym możliwym momencie, czyli sierpniowym apogeum spadków na giełdach wywołanych turbulencjami w Chinach.
Nic dziwnego, że inwestorzy rzucili się do wyprzedaży rozumując podobnie jak analitycy BESI, którzy po zerwaniu kontraktu przez Eneę, obniżyli wycenę Bogdanki o 40 proc. do zaledwie 23,87 zł.
No i teraz robi się jeszcze ciekawiej.
Z innego komunikatu spółki wynika, że Rada Nadzorcza Enei podjęła decyzję o ogłoszeniu wezwania już 27 sierpnia br.
I właśnie dokładnie od tego dnia kurs Bogdanki dynamicznie rośnie:
Kliknij, aby powiększyć |
Poza tym zauważmy, że w akcjonariacie Bogdanki dominują OFE i TFI, więc wątpliwe, żeby zgodziły się oddać kontrolę nad Bogdanką po takiej cenie. Jeszcze w ubiegłym roku kurs akcji przekraczał 100 zł i dla długoterminowego inwestora 67,39 zł z wezwania to nic specjalnego. Dlatego nie wykluczam podbicia stawki przez Eneę.
Przypomnijmy sobie, że pięć lat temu Bogdankę próbował przejąć czeski NWR. Płacił 100,75 zł za akcję. Wtedy żaden z instytucjonalnych inwestorów nie odpowiedział na wezwanie. Czemu mieliby teraz zgodzić się sprzedawać poniżej swojej ceny zakupu?
OFE płaciły po 70,5 zł w prywatyzacji wiosną 2010 r.
Nawet niższa obecnie cena węgla kamiennego nie uzasadnia konieczności pozbywania się Bogdanki przez obecnych posiadaczy akcji po proponowanym kursie w wezwaniu.