wtorek, 7 kwietnia 2015

Sławny inwestor oskarżony o żerowanie na najbiedniejszych

Kilka dni temu ukazał się artykuł pod wielce wymownym tytułem Imperium domów na kółkach Warrena Buffetta żeruje na biednych.

W skrócie - sędziwego miliardera oskarża się o to, że należąca do konglomeratu Berkshire Hathaway spółka Clayton Homes sprzedaje tanie domy najbiedniejszym Amerykanom, posługując się przy tym wątpliwymi praktykami. Należy do nich proponowanie klientom bardzo drogich pożyczek, których oprocentowanie zazwyczaj przekracza poziom 15. procent rocznie.

Dom to dość szumne określenie nieco powiększonej przyczepy kempingowej: 

Co gorsza, tego typu "domy" z czasem tracą na wartości i ich posiadacze wpadają w pułapkę znaną wielu zadłużonym we frankach Polakom - wartość kredytu przekracza wartość nieruchomości.

No dobrze, ale w czym tkwi problem w przypadku Buffetta? W końcu umowy są dobrowolne, zawierane przez dorosłych ludzi.

Agresywny sposób działania Clayton Homes kłóci się z wizerunkiem Buffetta jako dobrotliwego staruszka, który uśmiechnięty pojawia się w mediach i chętnie udziela wskazówek młodym ludziom czy szczodrze wspiera organizacje charytatywne.


Stąd lawina nieprzychylnych komentarzy pod artykułem.

Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem ten hejt.  

Po pierwsze, pożyczki dla osób z niskimi i nieregularnymi dochodami oraz słabą historią kredytową były, są i będą wyżej oprocentowane.

Po drugie, Buffett od dziesięcioleci powtarza, że sam nie zajmuje się, ani nie zajmował prowadzeniem biznesów kontrolowanych przez Berkshire Hathaway.

Na przykład w ubiegłorocznym liście do akcjonariuszy, który cytowałem na blogu miliarder przyznał się, że w 1993 roku kupił nieruchomość komercyjną w Nowym Jorku, której do tej pory nawet nie odwiedził. Wystarczy mu fakt, że na niej zarabia.

Podobnie dzieje się w tym przypadku - w 2003 roku za 1,7 mld dol. przejął Clayton Homes, gdzie na stanowisku prezesa pozostał do dziś syn założyciela firmy Kevin T. Clayton i to on odpowiada za zarządzanie spółką.

Równie dobrze można oskarżyć Buffetta o plagę otyłości w USA - od 1987 roku jest właścicielem akcji Coca-Coli, a na dodatek, o zgrozo, inwestor regularnie chwali się, że codziennie pije ten napój.

Jeśli firma Clayton Homes łamie jakieś amerykańskie przepisy, niech zajmie się nią wymiar sprawiedliwości. I tyle.

A co do Buffetta - znacznie ciekawszym tematem z punktu widzenia inwestora może być próba odpowiedzi na pytanie, czy jego wynik dałoby się powtórzyć dziś, zaczynając od zera.

Noh-Joon Choo wskazuje na często pomijaną kwestię: w przypadku "wyroczni z Omaha"nie chodzi tylko o wybór właściwych spółek i biznesów oraz przyjęcie wieloletniej perspektywy pozwalającej na zignorowanie zmienności i dającej odpowiedni czas procentowi składanemu. Równie istotny jest dostęp do taniego finansowania, czyli "pieniędzy innych ludzi".

Dźwignia finansowa jest bronią obosieczną, doskonale znaną od wieków. Jednak w przypadku Buffetta widać istotną różnicę, czyli doprowadzoną do mistrzostwa strategię pożyczania po jak najniższym koszcie i ostrożnym inwestowania tych środków.

Brzmi banalnie?

Zgadza się.

Bank rzadko kiedy bywa źródłem naprawdę taniego pieniądza. Buffett ze swoim wspólnikiem Charlie Mungerem wymyślili inny sposób, a właściwe sposoby.

Jednym z nich było przejęcie firmy ubezpieczeniowej NICO w marcu 1967 roku. Biznes ubezpieczeniowy posiada tę zaletę, że ludzie najpierw wpłacają pieniądze, a dopiero po jakimś czasie część z nich odbiera środki w postaci świadczenia. W międzyczasie możesz obracać tym tanim kapitałem i dodatkowo generować nadwyżki z dobrze skalkulowanych polis.

W liście do akcjonariuszy z 2004 roku (str. 6) Buffett pisał, że gdyby nie akwizycja NICO, byłoby wielkim szczęściem osiągnięcie choćby połowy bieżącej wartości rynkowej Berkshire Hathaway.

Innym pomysłem Buffetta było wystawienie wieloletnich derywatów na indeksy giełdowe - zebrał premię od razu, a będzie musiał zapłacić pieniądze drugiej stronie, jeśli dojdzie do prawdziwego krachu na giełdzie.

Więcej o alfie Buffetta znajdziesz w tej pracy

Poza tym obecnie źródłem przewagi Buffetta są również wyrobione przez lata kontakty biznesowe i wielkość posiadanego kapitału - nikt inny z osób prywatnych nie byłby w stanie objąć uprzywilejowanych akcji Goldmana w kryzysowej chwili.

Można też spojrzeć na ten problem z punktu widzenia makro i zadać sobie proste pytanie - na które rynki będzie płynąć teraz rzeka darmowych pieniędzy? Czy warto podłączyć się do tego ruchu? 

Buffett i jego partner biznesowy Charlie Munger z zasady nie wtrącają się do kontrolowanych przez siebie firm, tylko skupiają na selekcji właściwych akcji i biznesów oraz zapewnieniu źródła jak najtańszego finansowania. I o tym powinni też pamiętać krytycy z "the Seattle Times" oraz "the Center for Public Integrity".