Organizacja, która powstała z inicjatywy Związku Banku Polskich oraz pod patronatem NBP, proponuje drastyczne ograniczenie płatności gotówkowych dokonywanych przez firmy z obecnego maksimum o równowartości 15 tys. euro do zaledwie tysiąca euro.
Zdaniem autorów projektu w ten sposób ograniczy się szarą strefę. Paweł Cymcyk z ING TFI przekonuje, że dzięki temu pomysłowi skorzysta cała gospodarka, ponieważ bezgotówkowy pieniądz będzie "szybciej krążył".
Z kolei Adam Tochmański z NBP zauważa, że szara strefa obejmuje w Polsce aż 25 procent gospodarki i taki ruch mocno by ją ograniczył.
Osobiście w to wątpię - kombinator zawsze znajdzie jakąś furtkę. Widzę tu głównie korzyść dla banków zarabiających na prowizjach, które poprzez swój związek forsują takie rozwiązanie.
Równocześnie przedstawiciel NBP zapewnił, że zmiana przepisów nie dotyczyłaby osób, które nie prowadzą działalności gospodarczej.
Czy na pewno? Zajrzyjmy do dokumentów źródłowych.
2 grudnia 2013 r. Koalicja na Rzecz Obrotu Bezgotówkowego i Mikropłatności zatwierdziła ostateczną wersję "Programu Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego w Polsce na lata 2014 - 2020". W programie znajdujemy również "Rekomendacje dla Rządu".
Na stronie 12 czytamy
Działanie nr 2.4: Wprowadzenie niezbędnych zmian w obowiązujących przepisach prawnych oraz regulacji promujących korzystanie z obrotu bezgotówkowego
Limit dla transakcji gotówkowych ustalony w ustawie o swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej na kwotę równowartości 15 tys. EUR wydaje się być zdecydowanie za wysoki w realiach polskiego systemu finansowego.
Biorąc pod uwagę obowiązek posiadania przez podmiot prowadzący działalność gospodarczą rachunku bankowego, należałoby zastanowić się, co zrobić, aby większość płatności dokonywana przez przedsiębiorcę odbywała się bezgotówkowo. Zdecydowane obniżenie tego limitu, np. do kwoty 1 tys. EUR, z pewnością przyczyniłoby się do zwiększenia wolumenu transakcji bezgotówkowych, a w efekcie ograniczenia szarej strefy. Rozważenia wymaga także wprowadzenie takich limitów dla osób fizycznych czy obowiązku płatności bezgotówkowej od określonego pułapu kwotowego w przypadku nabywania dóbr lub towarów luksusowych. Bezgotówkową formę płatności mogłyby również stosować osoby fizyczne przy regulowaniu zobowiązań z umów przewidujących świadczenia okresowe. Brak jest też zapisów dotyczących umów cywilno-prawnych, tj. najmu czy dzierżawy, przychody z których podlegają obowiązkowi podatkowemu,a który często nie jest wykonywany, co znacząco powiększa szarą strefę.
Wydaje się jednak, że zarówno dla grupy konsumentów, jak i przedsiębiorców można by wskazać obowiązek dokonywania płatności w formie bezgotówkowej w przypadku należności o charakterze publicznoprawnym.
Dalej natrafiamy na argumentację, że takie działania byłyby zgodne z prawem, ale wymagałyby pewnych zmian w obowiązujących przepisach (interesująca logika). Poza tym zachwala się korzyści takich rozwiązań, czyli (znowu) zmniejszenie szarej strefy (zwiększenie wpływów do budżetu), czy obniżenie kosztów funkcjonowania administracji (odpadają wydatki na obsługę gotówki). Skromnie pominięto zyski dla banków.
Same plusy, prawda?
A poważniej mówiąc - do tej pory sądziłem, że "banknoty emitowane przez Narodowy Bank Polski są prawnym środkiem płatniczym w Polsce". Taki przynajmniej widnieje na nich napis:
Dlatego uważam, że każdy obywatel powinien mieć prawo wyboru, czy używa przelewu, płatności mobilnych lub innych nowinek, czy płaci gotówką. To jedna z tych drobnych cegiełek tworzących wolny rynek i demokrację.
Niestety, ten trend wydaje się nieodwracalny w UE. Już teraz firmy portugalskie mają obowiązek rozliczać się bezgotówkowo w transakcjach o wartości powyżej 1000 euro, mieszkaniec Grecji może płacić gotówką maksymalnie 1500, Hiszpan 2500, a Francuz 3000 euro.
Dzięki temu łatwiej też kontrolować obywateli - parę kliknięć w komputerze i dokładnie prześwietlasz finanse delikwenta. Będzie też prościej wprowadzić w życie różne "inicjatywy", typu dodatkowa zrzutka na banki czy "jednorazowy podatek od oszczędności".