Zajmowałem się wtedy między innymi pisaniem codziennych komentarzy giełdowych. Kto chce przypomnieć sobie tamtą atmosferę, może zajrzeć tutaj.
Niby mogę pochwalić się teraz na przykład takim fragmentem z 18.02.2009 r.:
WSJ zacytował także analityka Larsa Christensena, który twierdzi, że sytuacja przypomina mu kryzys azjatycki z 1997 roku rozpoczęty gwałtowną przeceną tajskiego bahta, nawiązując w ten sposób do złotego. A co w tym dobrego? Uważam, że jeśli o czymś się zbyt głośno mówi w mediach, to trend się bardzo często wyczerpuje i z tego powodu są jakieś powody do umiarkowanego optymizmu. Kolejnym są niesamowite obroty jak na GPW, czyli ponad 2 mld zł. One także mogą sugerować sesję odwrotu.
Tak samo przyjemnie przywołać odważny tytuł i treść komentarza powstałego dwa dni przed dołkiem w USA.
Jednak należy zachować umiar i wskazać na prawdziwych wygranych z konkretnymi pieniędzmi. No to kto jest tym zwycięzcą?
Jednym z nich na pewno ten gość:
Sebastian Buczek (fot. YouTube) |
Teraz Sebastian Buczek triumfuje - TFI Quercus zarządza aktywami o wartości ponad 4 mld zł, a jego pakiet akcji jest wart prawie 170 mln zł. Obecnie mógłby właściwie pracować na SGH nawet charytatywnie.
Nie tylko on ma powody do radości:
Na dodatek właśnie dziś kurs akcji Quercusa ustanowił swój rekord wszech czasów.
Jednak nawet potężny dąb nie rośnie aż do nieba i wskaźnik cena/zysk na poziomie 33 oznacza, że albo inwestorzy spodziewają się świetnych wyników finansowych TFI w 2014 roku, albo mają to głęboko w ... i po prostu kupują, ponieważ akcje drożeją.
Na część z nich zapewne podziałała plotka (?) "Pulsu Biznesu" o zainteresowaniu przejęciem funduszu przez Franklin Templeton.
Tak przy okazji - największy zysk za ostatnie 5 lat przyniosła Amica, w której akcjonariacie do zeszłego roku też był Quercus.
W tym cukierkowym obrazku brakuje jednej rzeczy - jak zachowa się Quercus i jego klienci, kiedy nastąpi kolejna bessa?
Podobne pytanie trzeba sobie zadać w przypadku bardzo dobrze radzącego sobie innego TFI - Altus. Wszystko wygląda świetnie, ale brak testu w postaci rynku niedźwiedzia, który wszystkich brutalnie weryfikuje.
Wracając do Sebastiana Buczka - na początku roku napisał on:
Ciągle uważamy, że hossa nie skończyła się na koniec listopada i że jest szansa, iż w trakcie 2014 r. zobaczymy 60 tys. punktów na WIG.
Posiadacze akcji na pewno ucieszyliby się z takiego rozwoju wypadków, a ja na koniec ze smutkiem zauważę, że publika giełdowa zawzięcie dyskutuje w komentarzach na zupełnie innych blogach, niemal ignorując komentarze Sebastiana Buczka. A szkoda...
A może jednak nie?