Przecena nabrała szczególnego tempa w ostatnich dniach, po opublikowaniu wyników kwartalnych i prognoz spółki, co idealnie widać na wykresie:
Prawie 12 procent w kilka dni w plecy na takim gigancie oznacza zejście za plecy Exxona, który tym samym stał się spółką o największej kapitalizacji (aktualnie 418 mld dol) na giełdzie w Nowym Jorku.
Przy okazji pojawiło się pytanie czy Apple stanie się nowym Microsoftem?
Zadaje je na czołówce portal Yahoo!Finance:
Problemem mogą być dalsze wzrosty, a tych szukają inwestorzy - kupują przyszłość, a nie są historykami.
W 2000 roku Bill Gates założył fundację i powoli przestawał się interesować wzrostem firmy. Bardziej martwił się o rodzinę i działania charytatywne.
W efekcie mamy za sobą straconą dekadę dla akcjonariuszy Microsoftu:
Równie dobrze można było pieniądze wpłacić do banku czy kupić obligacje i nie przejmować się wieściami z rynków kapitałowych.
Czy podobny los po śmierci Jobsa spotka Apple? Tego nie wiem, ale gdybym miał obstawiać pieniądze, na pewno uznałbym taki scenariusz za dość prawdopodobny.
A dlaczego ma on znaczenie dla nas?
W końcu zapewne więcej osób czytających ten wpis posiada iPada czy iPhone'a, niż akcje Apple i prędzej interesuje je kwestia, czy sprzęt poprawnie działa, a nie czy Apple kosztuje 400 czy 600 dolarów za akcję.
Po prostu nie warto przywiązywać się do spółek, bo może to być bardzo kosztowne i zgubne dla portfela. W końcu w latach 1986-2000 na akcjach Microsoftu można było teoretycznie zarobić nawet... kilkadziesiąt tysięcy procent:
A potem utknąć w marazmie na wiele lat.
No i dochodzi jeszcze jedna kwestia - w wielu spółkach trzeba wziąć pod uwagę znaczenie lidera. Apple bez Jobsa traci blask, podobnie Microsoft bez Gatesa. Na naszej giełdzie znajdziemy całkiem sporo takich spółek, które bez wizjonera szybko ugrzęzną w miejscu, albo wręcz zatoną.
A na koniec dodam jeszcze ciekawostkę dość luźno związaną z Apple i Microsoftem - tu chodzi raczej o właściwy wybór właściwych rynków, aktualnych liderów.
Dokładnie od początku 2013 roku obserwujemy zastanawiającą słabość indeksu WIG20 na tle S&P500, który właśnie przebił 1500 pkt:
Jeszcze nie skończył się nawet styczeń i za wcześnie na wyciąganie poważniejszych wniosków, ale na przykład Ray Dalio jest stosunkowo optymistyczny wobec amerykańskiego rynku akcji (do czasu, kiedy Fed zacznie zacieśniać politykę monetarną, co jego zdaniem będzie dyskontowane jeszcze w 2013), ale bardzo nie podoba mu się Europa i jej gospodarka. Ba, przebąkuje wręcz o "straconej dekadzie." A taką ma za sobą Microsoft, przynajmniej na wykresie.
No to może niedługo zatriumfuje Krzysztof Rybiński?
Ocena i prognozowanie są według mnie szczególnie trudne nie tylko dlatego że dotyczą przyszłości - (czytam książkę historyka wykresów i można się zmęczyć - wszystko wiedział i przewidział:) , lecz także dlatego, że Polska z jednej strony najmocniej wiąże się gospodarczo z Niemcami, a z drugiej - GPW zalicza się wciąż jednak do rynków wschodzących. Oznacza to, że bliżej nam do Stambułu niż Frankfurtu, przynajmniej zdaniem międzynarodowych spekulantów układających różne koszyczki z napisami.