Wśród wielu tabelek i wykresów znalazłem też taką:
źródło: KNF
Są to ceny średnie i nie uwzględniają różnic w poszczególnych dzielnicach i projektach, ale widać, że deweloperzy mają z czego schodzić. Dołóżmy do tego mniejszą dostępność kredytów (brak możliwości zadłużania się pod sam dach w kredytach walutowych) oraz ogólne schłodzenie koniunktury i mamy właściwy obraz rynku nieruchomości.
A inną sprawę jest fakt, że wielu prezesów firm deweloperskich trzyma głowę w chmurach i marzy o powrocie do czasów, kiedy hurtowo kupowano dziury w ziemi i na dodatek nimi spekulowano. Zarządy po cichu zapewne liczą, że co prawda sprzedadzą mniej mieszkań, ale wysoka marża pozwoli im przeczekać z tymi pustymi do lepszych czasów, a te wcale nie muszą szybko nadejść.
Tak duża marża oznacza, że warto twardo negocjować z deweloperem i tu wywalczysz o wiele więcej niż jakieś drobne na lokacie czy koncie oszczędnościowym.
Przyda się tu jeszcze taka orientacyjna tabelka:
Wiadomo, że średnia to duże uproszczenie i koszty w dużych miastach zawyżają średnią krajową. Jednak na pewno widać, że marże deweloperów są wciąż bardzo dodatnie, a głównym problemem sprzedawców wydaje się fakt, że nie chcą pogodzić się z rynkiem i niższym popytem.