Agencja Standard & Poor's obcięła rating dla USA z AAA do AA+.
Uzasadnieniem obniżki jest zarówno niedawna kłótnia w sprawie podniesienia limitu zadłużenia, która nie oznacza końca kłopotów, jak również ogólna niepewna sytuacja fiskalno-gospodarcza w USA. Agencja wytyka brak spójnego planu wyjścia ze spirali zadłużenia i z tego powodu grozi, że w ciągu dwóch lat może obniżyć rating do AA.
Co to znaczy?
Najkrócej mówiąc: oficjalnie dolar praktycznie traci status światowej waluty rezerwowej, podobnie amerykańskie papiery skarbowe nie mogą być już benchmarkiem oznaczonym "bez ryzyka".
Oczywiście rynki mogą oceniać to inaczej, ale poszukiwanie alternatywy powinno dalej windować kurs złota, ewentualnie franka szwajcarskiego.
W sumie S&P potwierdza istniejący stan i teraz ciekawe jak przyjmą ten krok inwestorzy instytucjonalni?
Przekonamy się w przyszłym tygodniu, a czasy mamy wyjątkowo niespokojne jak na sierpień, choć przypomnę, że właśnie w sierpniu 1998 roku Rosja ogłosiła bankructwo. Tym razem taki scenariusz nie wchodzi w grę, przynajmniej krótkoterminowo, ale na pewno będzie gorąco i nie wiem czy zagranie pod odbicie na akcjach (widać je w lewym panelu bloga), które wykonałem w piątek w pierwszej części notowań na ekstremalnym wyprzedaniu rynku, przyniesie spodziewany zysk.
Poza tym mamy doskonałą pożywkę dla zwolenników spiskowych teorii dziejów, ponieważ wcześniejsza kilkudniowa wyprzedaż na rynkach giełdowych mogła być spowodowana przez insiderów (a nie Włochy czy Mongolię), którzy wiedzieli wcześniej o ruchu agencji S&P. W takim wariancie poniedziałek lub nawet piątek mógłby wyznaczać lokalny dołek, a do układanki brakuje jakiegoś newsa "ku pokrzepieniu serc" po posiedzeniu FOMC Fed w najbliższy wtorek. Na razie jest to myślenie życzeniowe, ale zobaczymy co z tego wyniknie. Zmienność gwarantowana.
Dobrze mieć złoto w portfelu, a czy akcje kupowane w lokalnym dołku? Nie wiadomo. Łapanie zbyt wielu frunących brzytew często kończy się boleśnie.