Trwająca ponad 30 lat hossa na rynku funduszy hedgingowych owocująca powstaniem tysięcy nowych dotarła również pod strzechy nad Wisłą. Akurat specyfiką lokalnego rynku jest fakt, że najbardziej przyjęła się nazwa "fundusze absolutnej stopy zwrotu" oznaczająca fundusze, które teoretycznie zarabiają bez względu na koniunkturę giełdową (z naciskiem na "teoretycznie").
Jak zwał, tak zwał. Przejdźmy do zasadniczej kwestii: kiedy i czy w ogóle kupować fundusze hedgingowe?
Często barierą w ich przypadku jest zaporowa kwota wejścia, ponieważ z założenia tego typu fundusze tworzy się dla garstki zamożnych ludzi. Jednak całkiem sporo z nich nie ma aż tak wyśrubowanych wymagań jak X mln USD na starcie.
Niestety, badania naukowe przeprowadzone przez Ilię Ditcheva i Gwen Yu nie napawają optymizmem. Wynika z nich, że jako całość fundusze hedgingowe przynoszą niższe zyski niż poczciwa strategia "kup i trzymaj" (średniorocznie pomiędzy 3, a 7% gorzej), na dodatek przy zwiększonym ryzyku.
Inaczej mówiąc, jeśli strzelamy na ślepo - w latach 1980-2008 zdecydowanie lepiej było kupić jednostki funduszu indeksowego na S&P 500 niż powierzyć pieniądze w zarządzanie funduszom hedgingowym.
Szczególnie ciężki był właśnie rok 2008, kiedy z blisko 11 tys. badanych fundów odpłynęło aż 39% kapitału przy średniej stracie 16,8%.
Warto jednak tu zauważyć, że od 1982 do 2000 roku na S&P 500 trwała hossa (teraz mamy horyzont/bessę) i stąd wynik inwestowania indeksowego jest bardzo przyzwoity, bo inny być nie może.
Jednak istnieje ciekawy fenomen dotyczący funduszy, nie tylko hedgingowych. Zwykle radzą sobie one dobrze na początku, zanim trafią na okładki gazet jako liderzy. W tej fazie dopiero budują portfel i bardzo często jest tak, że udaje im się wykręcić jakiś świetny wynik, przyciągnąć rzesze inwestorów i polecieć 10-20% w dół w kolejnym roku.
Z tego wynika, że warto śledzić fundusze, które powstają, bo marketingowo będzie im bardzo zależało na osiągnięciu dobrego wyniku, żeby przyciągnąć nowych klientów. Oczywiście niczego to nie gwarantuje, bo jak się nie uda, po prostu wystarczy zmienić nazwę i strategię, a potem zacząć zabawę od nowa.