Kilka lat temu moim funduszem awaryjnym był kredyt odnawialny w banku PKO BP. Potem konto stało się droższe, a prowizja za przedłużenie kredytu skoczyła ostatnio aż do 1,8% i tylko się cieszę, że od dawna nie korzystam z żadnych kredytów, nawet jako funduszu awaryjnego.
Osobom niezorientowanym należy się tu wyjaśnienie, że kredyt odnawialny ma taką przewagę nad tradycyjnym gotówkowym, że płacimy odsetki jedynie od faktycznie wykorzystanej kwoty i każdy wpływ na rachunek zmniejsza nasze zadłużenie.
O ile pamiętam, nieco dziwacznie podchodzi do tego Polbank, który każe sobie spłacać co miesiąc określoną kwotę niczym na karcie kredytowej, ale ten bank jest z Grecji, więc trzeba mu wybaczyć.
Jednak sama idea odnawialnego jako tymczasowego funduszu awaryjnego wydaje mi się dość dobrym pomysłem pod warunkiem, że nie korzystasz z niego wydając kasę na konsumpcyjne zachcianki.
Aby ułatwić wybór najkorzystniejszego dla nas wariantu, polecam przestudiowanie tabelki z „Rzeczpospolitej” i tu trzeba brać pod uwagę fakt, że często taki kredyt dostaniemy dopiero po co najmniej kilku miesiącach użytkowania konta w danym banku.
Uważam, że każdy powinien posiadać jakieś źródło awaryjnej gotówki pozwalającej nam na pokrycie co najmniej kilkumiesięcznych wydatków, a na początku drogi trudno szybko sobie taki komfort zapewnić odkładając po 100 czy 200 zł miesięcznie
Innym źródłem szybkiej awaryjnej gotówki może być karta kredytowa, ale wykorzystywana do płatności bezgotówkowych, ponieważ większość (wszystkie?) zdzierają z nas wysoką prowizję przy bezpośredniej wypłacie z bankomatu i na dodatek zadłużenie liczy się od momentu pobrania pieniędzy ze „ściany” bez żadnego okresu bezodsetkowego.
Właśnie te dwa źródła proponuję jako zabezpieczenie w okresie przejściowym, kiedy dopiero zaczynasz porządkować swoje finanse, a potem zmniejszenie limitu kredytu odnawialnego i wreszcie całkowita rezygnacja.
Co do kart kredytowych, od pewnego czasu można nimi płacić na Allegro i część ludzi kombinuje w ten sposób, że wykonuje fikcyjne transakcje, aby uwolnić sobie gotówkę spłacaną potem po upłynięciu grace period. Nie wiem jak wygląda opłacalność tego manewru, ale tylko sygnalizuję.
Jeżeli jesteś osobą zdyscyplinowaną i zawsze spłacasz całość zadłużenia na karcie kredytowej, warto ją sobie zostawić.
W idealnym świecie ludzie zaczynają od budowy funduszu awaryjnego, pomijając etap z kredytem odnawialnym i kartą kredytową, ale z tego co obserwuję niewiele osób tak robi i często oprzytomnienie następuje znacznie później.
Poza tym nie ma jednego wzorca pasującego do każdego.
Na przykład student na garnuszku rodziców ma ten komfort, że może śmiało pominąć kredyt odnawialny i zacząć budowę funduszu awaryjnego z bieżących wpływów, a w razie katastrofy zawsze liczy na swoich rodziców.
Z kolei osoba zadłużona po sufit nie może wziąć ani kredytu odnawialnego, ani karty kredytowej, ponieważ bank się na to nie zgodzi.
Takie przykłady mógłbym mnożyć, ale powiedzmy istnieje spora grupa ludzi, którym taki zestaw na początek: kredyt odnawialny + karta kredytowa pomoże w razie katastrofy, a przy okazji zmobilizuje do szybszego oszczędzania.
Trzeba jednak pamiętać, że kredyt trzeba spłacać, a na przykład utrata pracy i brak wpływów na konto spowodują, że i kredyt odnawialny na długo nie pomoże.