Kiedy przeglądałem statystyki bloga, ze zdziwieniem zauważyłem, że jednym z najpopularniejszych wpisów jest do tej pory taka niewinna wprawka z 2007 roku pod tytułem „Jak wygrać w Dużego Lotka”. Nawet teraz kiedy Duży Lotek zmienił nazwę na Lotto wpis wciąż jest odwiedzany i komentowany (ostatnio w sobotę 13 lutego). Ludzie pragną szybkich pieniędzy i to dużych więc Lotto spełnia ich wymagania, przynajmniej w ich mniemaniu.
Wiadomo, że ze statystycznego punktu widzenia gra w loteriach jest stratą czasu, ale każdy po cichu liczy, że to akurat on stanie się tym szczęśliwcem. Nic dziwnego, że przedstawienie dziś na konferencji prasowej pary Brytyjczyków, którzy wygrali 56 mln funtów (ponad 250 mln zł) na pewno rozbudzi nadzieję w sercach kolejnych naiwnych.
Ich wygrana w loterii EuroMillions bije poprzedni rekord i tym samym zepchną na drugie miejsce niedawnego lidera Lesa Scaldinga, który wygrał w tej samej loterii 45,5 mln funtów.
W tym miejscu mógłbym wzruszyć ramionami i napisać, że każdy robi co chce ze swoimi pieniędzmi, ale widzę tu pewien związek z giełdą.
Większość inwestorów przecenia swoje umiejętności i wierzy, że statystyka pokazująca, że na rynku aktywnych graczy zarabia tylko mniejszość, ich absolutnie nie dotyczy.
Tym problemem zajmuje się całkiem już rozbudowana dziedzina finansów behawioralnych i po polsku znalazłem próbkę tego typu badań na blogu Trystero. Zrób sobie test i sprawdź wynik, a potem pomyśl czy Twój osąd, że WIG20/akcje wzrośnie/spadnie opierający się o jakąś tam metodę analizy nie jest przypadkiem przynajmniej w części myśleniem życzeniowym?
Z tego powodu nigdy nie przywiązuję się do niczyich prognoz giełdowych, także swoich.
Podobnie iluzoryczne bywa przekonanie, że system, który działał na danych historycznych sprawdzi się w przyszłości – tu istnieje wyższy stopień optymalizacji, czyli testowanie na danych historycznych z kilku różnych rynków.
Jakie w takim razie widzę rozwiązanie dylematu? Hasło startowe: dywersyfikacja.