Od szczytu z 15 czerwca na 2042,7 punktów do wczorajszego minimum na 1786,51 WIG20 spadł niemal jednym ruchem. Oznacza to 12,5% w dół przez 3,5 tygodnia. Możemy polecieć dalej, ale według mnie bardzo krótkoterminowo większe szanse ma wariant z małym odbiciem. Dlaczego?
Zatrzymaliśmy się na linii trendu spadkowego, która już raz wsparła rynek 23 czerwca. Wykres można zobaczyć u góry komentarza na notowany.pl. Poza tym wsparcie 1775-1800 pkt jakoś tam się broni i jeżeli nawet w studiu telewizyjnym TVN CNBC zawzięcie dyskutowali o RGRach – zresztą przedwczoraj wieczorem ogłosili wybicie dołem S&P500 i spadki, to już nawet babcia klozetowa wie o tej formacji.
Z tego powodu podejrzewam, że teraz czeka nas jednak małe odbicie na parkiecie wspierane „dobrymi” wynikami, które podała Alcoa (strata 26 c vs 38 c).
Poza tym amerykańskie banki inwestycyjne na pewno triumfalnie obwieszczą niezłe rezultaty, bo mają zyski z pompowania akcji i surowców.
Wystarczy sobie przypomnieć show banków w marcu, kiedy prezesi jeden po drugim zapewniali jak jest świetnie, a teraz wreszcie znajdą realny powód.
W takim razie wypada ogłosić mały „miś warning” i odbicie na WIG20 w wariancie rachitycznym do jakichś 1825 punktów, a optymistycznym znacznie, znacznie wyżej.
Nie zmienia to mojej oceny, że wszystko i tak powinno zjechać ostatecznie niżej do jesieni, choć jakieś tam 25-30% szans ma wariant z przejściem 1920 i zrobienie dużego odwróconego RGRa z zasięgiem 2600.
Ja nie kupuję akcji i czekam dalej, nawet jeśli teraz pójdziemy do góry.
Z kolei inwestor pasywny, na przykład kupujący fundusze inwestycyjne może spróbować coś tam łyknąć 14 lipca zaraz po odcięciu dywidendy od KGHMu. Dla uśredniaczy, którzy nie wierzą w całkowity krach finansowy cena 17xx lub 18xx na WIG20 nie wydaje się aż tak wygórowana pod warunkiem, że mają czas i cash.