Przeczytałem ciekawy artykuł w Financial Times (polska wersja tutaj) i bardzo spodobał mi się fragment wypowiedzi Keynesa z 1931 roku, która jest zdaje się aktualnym mottem socjalistów sterujących gospodarkami największych państw:
„w czasie recesji oszczędzanie więcej niż zwykle jest "niezwykle szkodliwe i niewłaściwe". W przypadku nadwyżki na rynku pracy, oszczędzanie jedynie je pogłębia, tworząc błędne koło.
I apelował: "Niech wszystkie patriotyczne gospodynie domowe udadzą się jutro do sklepów i skorzystają na ogłaszanych wszędzie wyprzedażach. Niech kupują wszystkie potrzebne tekstylia, pościele, czy koce. Niech dodatkowo podnosi je na duchu fakt, że zwiększają w ten sposób zatrudnienie i dobrobyt kraju oraz dają szansę i nadzieję Lancashire, Yorkshire, czy Belfastowi".
Czy to nie jest nawoływanie do życia ponad stan i katastrofy także w finansach osobistych?
Smutne, że taka właśnie postawa doprowadziła do obecnego kryzysu i ogień mamy ugasić benzyną. Zwariowany konsumpcjonizm napompował jak balony ceny akcji i nieruchomości, które z hukiem pękły.
Banki, w pogoni za zyskami naprodukowały jakiś przedziwnych instrumentów i teraz zamiast nieudolnym dać upaść, całe kraje zrzucają się na finansistów.
Piękna droga do socjalistycznej katastrofy .
Taką samą filozofię wyznaje nasz rząd, który nadal upiera się, że podatek Belki to świetna rzecz, a jednocześnie chce obniżyć wymagane rezerwy bankom, żeby skłonić je do ryzykowniejszego pożyczania.
Czy świat otrzeźwieje i przypomni sobie o wolnym rynku i kapitalizmie, czy na długo pogrąży w socjalistycznym chaosie? Nie wygląda to wszystko na razie zachęcająco i podejrzewam, że kolejnym etapem będzie nawrót inflacji, nad którym ciężko pracują banki centralne. A póki co może warto zastanowić się nad produkcją takich znaczków?: