niedziela, 14 września 2008

Płacę gotówką

Fot. stock.xchng

Obecnie praktycznie każdy stara się jak najwięcej płacić kartami.

Jeszcze jakieś 10 lat temu karta była w Polsce symbolem nowoczesności, a dla niektórych oznaką statusu zamożności. Teraz zabawa przeniosła się na kolory kart. Złota już nie robi specjalnego wrażenia, więc wskazana jest przynajmniej platynowa.

Zauważyłem jednak przynajmniej u siebie pewną ciekawą zależność:

gdy płacę gotówką, moja skłonność do rozrzutności jest znacznie mniejsza niż kiedy wyciągam plastik.


Nie znam dokładnych badań naukowych na ten temat, ale podejrzewam, że istnieje tutaj jakaś prawidłowość. Przypomnijmy sobie, co się dzieje w kasynie. Gracze dostają żetony, żeby łatwiej było im przegrywać. Taki plastikowy guzik prościej rzucić na numer 10 w ruletce niż na przykład banknot stuzłotowy. Prawda?

Podobnie jest w centrum handlowym. Mamy kartę czy kilka kart i nie musimy zastanawiać się czy nas rzeczywiście stać na dany przedmiot, albo czy w ogóle nam jest on do czegoś potrzebny.
Jeżeli trzymasz w portfelu 200 zł nie ma siły, żeby wydać więcej. A z kartą jest zupełnie inaczej. Wydaj, a potem się martw.

Ba, nie musisz mieć nawet pieniędzy na koncie, tylko limit na przykład jako kredyt odnawialny.

Zauważ jak bank zapisuje saldo rachunku w takim przypadku. Najpierw mamy coś w stylu "środki dostępne" np.: 5000 PLN, a dopiero niżej saldo rachunku: – 5000 PLN (jeżeli masz linię kredytową 10 000 zł).

Ten szatański mechanizm wykorzystują jeszcze bardziej karty kredytowe. Bank wręcz zachęca do spłaty jedynie minimalnych 5% salda co miesiąc. Piękny biznes – odsetki często są około 20% rocznie + różne dodatkowe opłaty.

Rzecz jasna karty mają swoje duże plusy. Nie trzeba nosić przy sobie drobnych i w razie konieczności zapłacenia przy kasie na przykład 84 zł 52 gr gorączkowo szukać miedziaków.

Poza tym banknoty czy monety łatwiej gubią się czy niszczą. Trudno też gotówką zapłacić za telewizor 3000 zł, ale bądźmy rozsądni – przy dużych zakupach oczywiście, że użyjemy karty. Można tu też jednak wypróbować trik z próbą uzyskania upustu przez zapłacenie gotówką, którą wcześniej ewentualnie wypłacimy z bankomatu.

Z czasem niestety stałem się dość dużym sceptykiem przy używaniu kart i po prostu noszę je przy sobie, ale staram się raczej wypłacić wcześniej na przykład 1000 zł ze „ściany” niż używać ich bezpośrednio.
Nie wiem jak jest u innych ludzi, ale trudniej mi się jest rozstać z papierową stówką niż podać sprzedawcy kawałek plastiku.

Na pewno istnieją ludzie zdyscyplinowani, którzy idealnie wykorzystują wszystkie mechanizmy związane z programami lojalnościowymi, ubezpieczeniami, czy kombinowaniem z „grace periodem” KK. Ja niestety stwierdziłem, że nie nadaję się do takich zabaw i nie wydaje mi się, żebym faktycznie tracił przez to jakiś potencjalnie poważny dochód.

Wybrałem schemat, żeby płacić gotówką, a karty trzymam jako rezerwę.