Zauważyłem, że część inwestorów trapi pewien problem. Kupują jakieś akcje i nawet, kiedy ich cena spada, wcale ich to nie zraża. Co więcej, fatalne wyniki czy niedotrzymywanie prognoz i obietnic przez zarząd także ich nie wzruszają. Skoro podjęli już decyzję, muszą się jej trzymać za wszelką cenę.
Przypomina mi się wtedy znana książka Cialdiniego „Wywieranie wpływu na ludzi” i rozdział „Zaangażowanie i konsekwencja”. Autor opisał tam między innymi taką historyjkę, kiedy wraz ze znajomym profesorem logiki udali się na prezentację kursu medytacji. Rzekomo dzięki niemu uczestnicy mieli zyskać niesamowite umiejętności, nie wyłączając latania i przenikania przez ściany. I to wszystko za jedyne 75 dolarów. W trakcie wykładu, profesor wiercił się, wyraźnie męcząc się bzdurami jakich słuchał. W końcu doszło do zadawania pytań prowadzącym i wtedy ruszył do ataku. W swoim wystąpieniu logik zmiażdżył punkt po punkcie wątłą argumentację sprzedawców. Wydawało się, że ponieśli oni klęskę i na sali zapanowała krępująca cisza. I co się wtedy stało?
Ludzie rzucili się zapisywać na kurs!
Zaskoczony Cialdini zdołał zapytać trzy osoby, co nimi kierowało. Pierwszy - aktor tłumaczył, że dzięki medytacjom liczył na wykształcenie w sobie większej samokontroli potrzebnej do wykonywania zawodu. Kolejna osoba wierzyła, że wyleczy się z bezsenności. Ostatnia – pracująca studentka miała nadzieję, że dzięki medytacji będzie krócej spać i zyska więcej czasu na zaniedbywaną naukę.
Co najciekawsze, zgadzali się z argumentami profesora, ale chcąc zagłuszyć głos rozsądku w pośpiechu rzucili się do zapisów na kurs. Odrzucili logikę i w ten sposób odsunęli od siebie problemy na pewien czas. W końcu znaleźli się na kursie, który miał je rozwiązać.
W podobnej sytuacji znajduje się wielu inwestorów, którzy wyobrażają sobie, że jeśli ich wybrana spółka zdrożeje na przykład o 200%, kupią sobie za to nowy samochód, zabiorą rodzinę na obiecane wczasy czy po prostu staną się bogaci. Nie przyjmują do wiadomości, że kurs spada, spółka ma straty czy prezes i fundusze sypią akcjami. Czasem sytuacja staje się nieznośna i dużą pomocą służą fora internetowe. Proszę wejść na wątek dowolnej spółki, na którymś z nich – na przykład Parkietu czy Bankiera. Są tacy twardziele, których nic nie rusza i nawzajem się pocieszają aż do bankructwa swojego lub firmy (np. Toora). Kiedyś taką funkcje pełniły POKi Biur Maklerskich, gdzie zbierały się różne grupki fanów poszczególnych akcji. Tych ludzi nic nie przekonało i nie przekona. Nie dadzą sobie odebrać marzeń.
Co smutne, istnieje też pewna grupa osobników, którzy czerpią olbrzymią radość z ich nieszczęść i się z nich bezlitośnie naigrywają. Tak po prostu z czystej zawiści.
Mam nadzieję, że żaden czytelnik bloga nie żyje takimi złudzeniami i kupuje akcje danej spółki nie dlatego, że ją lubi, albo wierzy w wizje zarządu o podboju kosmosu, ale chłodno kalkuluje zysk. Jeśli się pomyli, wyrzuca akcje i szuka następnej okazji. Giełda to ostatnie miejsce, gdzie można żyć złudzeniami.