środa, 12 października 2016

Oto moja najgorsza inwestycja roku

W 2016 r. inwestuję bardzo konserwatywnie, a jednak nie ustrzegłem się dość dotkliwej porażki.

Oto moja najgorsza inwestycja roku:
Funty...

W sumie nie do końca jest to typowa inwestycja, ponieważ tak naprawdę funty stanowią tylko pewną część mojej rezerwy walutowej, ale fakty są takie, że GBP potężnie stracił, również do złotego.


Cały czas regularnie kupowałem (i kupuję) te funty (głównie za pomocą kantoru internetowego - LINK) i trochę się tego zebrało: w sumie ponad 4 tysiące. Moja średnia przekracza 5,5 zł, czyli aktualnie jestem około 3 tys. zł pod kreską.

Jaki jest główny powód słabości funta?


Oczywiście czerwcowe referendum i Brexit. Osobiście stawiałem, że Brytyjczycy pozostaną w UE i tym samym zostanie zachowane status quo. Równocześnie błędnie sądziłem, że Bank Anglii zacznie niedługo podnosić stopy procentowe, co wpłynie dodatnio na kurs funta.

Tymczasem stało się zupełnie odwrotnie - w sierpniu Bank Anglii obciął stopy procentowe do najniższego poziomu w historii: 0,25% i prowadzi bardzo łagodną politykę monetarną połączoną z QE, wydając miliardy funtów na skup brytyjskich obligacji.

Nadchodzące rozluźnienie więzów Wysp z Unią powoduje nerwowość na rynku walutowym. W zeszłym tygodniu w noc z czwartku na piątek nastąpił tak zwany "flash crash", kiedy funt gwałtownie zanurkował i potaniał w stosunku do dolara do poziomu zaledwie 1,15. Potem odbił, ale napięcie utrzymuje się do dziś.


Na razie oficjele z Wlk. Brytanii uspokajają, że kurs GBP nie stanowi żadnego problemu. Jednak pogłębienie tej słabości oznacza wzrost inflacji.

Jej ostatni oficjalny odczyt roczny w sierpniu wyniósł 0,6%, czyli w tym momencie niby zagrożenia nie widać:

źródło: ONS
Natomiast ciekaw jestem, czy podobnie oceniają tę sytuację zwykli ludzie. Jeżeli mieszkacie na Wyspach, chętnie poznam Waszą opinię.

Na pewno już zaczęły drożeć zagraniczne wakacje, paliwo czy żywność, a dalsze osłabienie funta tylko przyspieszy ten proces.

Wiadomo, że niższe notowania funta równocześnie napędzają eksport i podnoszą konkurencyjność gospodarki, o ile to osłabienie nie przybiera katastrofalnych rozmiarów, tak jak stało się to choćby w ostatnich latach na Ukrainie.

Dlatego obecne poziomy dla GBP są jeszcze akceptowalne, choć na pewno wielu Polaków pracujących w UK denerwuje, że tysiąc funtów jest wart aż o tysiąc złotych mniej niż rok temu. Z drugiej strony nie wierzę, żeby słaby funt spowodował masowe powroty do Polski. Prędzej emigranci zmienią kraj na inny, na przykład Holandię czy Niemcy.

Na pewno przecenę funta odczują bliscy emigrantów, którzy dostaną mniej pieniędzy na święta.

Zastanawiam się, czy jest coś w Wlk. Brytanii, co dla nas mocno potaniało i co warto byłoby teraz kupić. Przykładowo dla mieszkających w Polsce znacznie tańsza jest teraz wycieczka do Londynu czy na przykład kurs językowy.

Sam planuję tak czy siak wydać trochę moich funtów przy okazji jakiegoś wyjazdu. Jednak za każdym razem spojrzenie na wykres przypomina mi, że trend spadkowy jest silny i wiosłowanie pod prąd nie ma za bardzo sensu.

Kliknij, aby powiększyć wykres