Fot. freeimages. com |
Od startu z poziomu trzech złotych w czerwcu ubiegłego roku do dzisiejszych 3,93 mamy w końcu aż 31% potencjalnego zysku:
Kliknij w wykres, aby powiększyć |
Od strony technicznej dopiero zejście poniżej strefy 3,84-3,85 zł będzie poważnym sygnałem ostrzegawczym dla posiadaczy dolarów i znacznie oddali groźbę przebicia poziomu 4 zł.
Równocześnie fundamenty wskazują, że kolejny test czterech złotych wydaje się bardzo prawdopodobny.
Po pierwsze, wynika to z sytuacji zewnętrznej. Gospodarka amerykańska znajduje się w zdecydowanie lepszej kondycji niż europejska i większość analityków oczekuje podwyżki stóp procentowych w USA już w grudniu. Z kolei wczoraj Mario Draghi oświadczył, że Europejski Bank Centralny jest gotów przedłużyć program skupu obligacji poza planowany wcześniej wrzesień przyszłego roku.
Wyższe stopy w USA oznaczają większą atrakcyjność depozytową dolara, a "dodruk" euro nadal odstrasza od wspólnej europejskiej waluty. Dlatego również jej kurs wobec złotego specjalnie nie rośnie - od dłuższego czasu dominuje trend boczny z niezbyt dużą amplitudą wahań:
Kliknij w wykres aby powiększyć |
Co więcej, PiS nie ukrywał przed wyborami, że chce niższych stóp procentowych w Polsce w przyszłym roku. Po wymianie większości składu RPP w styczniu i lutym, bardzo prawdopodobny wydaje się podstawowy poziom stopy referencyjnej NBP obcięty z obecnych 1,5 do 1 procenta.
A jeśli taki ruch nie pobudzi gospodarki, kto wie, czy władza nie przygotuje nam polskiego QE.
Taka perspektywa nie sprzyja złotemu i osobiście nadal zamierzam wykorzystywać wszelkie korekty na walutach do uzupełnienia prywatnych rezerw. Nie traktuję tego jako spekulacji z nastawieniem na określony zysk, tylko raczej jako ochronę kapitału, a walut i tak pozbywam się częściowo w czasie wyjazdów zagranicznych.
Kupuję je głównie za pomocą kantorów internetowych i potem przelewam środki na konta oszczędnościowe do banku. Ciekaw jestem, jakie Wy stosujecie sposoby - zapraszam do podzielenia się nimi w komentarzach.
Słaby złoty cieszy też pracujących w Wielkiej Brytanii, choć na pewno wielu z emigrantów nie zamierza wracać, przynajmniej w najbliższych latach. Dlatego ta radość może być umiarkowana, zwłaszcza w sytuacji, kiedy koszty życia i ceny nieruchomości w aglomeracji londyńskiej poszybowały mocno do góry.
Kliknij w wykres, aby powiększyć |
Kliknij w wykres, aby powiększyć |