Wkrótce kryzys finansowy ogarnął praktycznie cały świat, a rok później, w październiku 2009 roku Grecy przyznali się, że przez lata fałszowali dane na temat swojej gospodarki i rzeczywistego stanu finansów publicznych.
Fot. freeimages |
Dlatego do gry włączyła się tzw. "trojka" (Europejski Bank Centralny, Komisja Europejska oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy), która w zamian za wdrożenie oszczędnościowego programu reform zaoferowała Grecji dalsze finansowanie. W sumie poszło na ten cel niemal 240 mld euro, a jednak pozytywnych efektów nie widać.
Znużeni nadmiernym zaciskaniem pasa, które doprowadziło do spadku PKB o 25 procent, wzrostu bezrobocia do rekordowych poziomów i ogólnego zubożenia społeczeństwa, sami Grecy zdecydowali się na desperacki krok i oddali władzę lewicowym populistom z Syrizy.
Jej wyborcze hasła są wcielane w życie w trakcie aktualnie toczonych rokowań z wierzycielami. Rząd Ciprasa żąda kolejnych miliardów euro, ale nie chce słyszeć o żadnych reformach i cięciach, co szczególnie złości Niemców. Ci ostatni w dużej mierze zostali zmuszeni przez polityków do przejęcia na siebie ciężaru długów prywatnych banków.
Jak to się stało?
Ze środków członków strefy euro utworzono specjalny fundusz EFSF/ESM, który "pożycza" pieniądze najsłabszym. Według ostatnich dostępnych danych z 27 lutego br. z tej kasy skorzystała Irlandia (17,7 mld euro), Portugalia (26 mld euro) oraz najwięcej Grecja (130,9 mld euro + dostępne kolejne 12,7 mld euro). Głównym fundatorem są Niemcy, którzy w puli o wartości 440 mld euro odpowiadają za blisko 120 mld euro (czyli na każdego obywatela przypada zrzutka ponad 1450 euro).
Zabawnie wygląda średnia zapadalność (maturity) tego długu. Dla Grecji wynosi ona 31,14 lat, czyli temat zostawiono kolejnemu pokoleniu.
W rezultacie tej operacji aktualnie wierzycielami Grecji są w dużej mierze podatnicy pozostałych krajów strefy euro i z tego powodu wypada się tylko cieszyć, że nas nie przyjęto do tego klubu.
W sumie długi Grecji wynoszą ok. 320 mld euro i wszyscy doskonale wiedzą, że nigdy nie zostaną spłacone. Chodzi o zachowanie pozorów i spłatę najbliższej raty w MFW. Wynosi ona 1,5 mld euro, a termin upływa 30 czerwca.
Bez nowych pożyczek Grecja nie zapłaci tej raty i praktycznie będzie musiała ogłosić bankructwo.
NAJBARDZIEJ POSZKODOWANI
Bezpośrednio uderzyłoby ono w zwykłych obywateli. W lipcu nie dostaliby rent i emerytur oraz innych świadczeń. Bez pensji musiałaby sobie poradzić budżetówka.
Banki wprowadziłyby ograniczenia w wypłatach z kas, a być może państwo całkowicie zamroziłoby depozyty bankowe, aby zatrzymać panikę. Już teraz z banków dzień w dzień wyciekają miliony euro (w sumie 30 mld w okresie od października 2014 r. do kwietnia br.) i szczerze mówiąc, nie dziwię się postępowaniu Greków.
Wyjście ze strefy euro i powrót drachmy przyniosłoby szok w postaci skoku cen i gwałtownego zubożenia społeczeństwa.
Wbrew pozorom Grecy wcale nie żyją jak pączki w maśle - przeciętna pensja (o ile w ogóle ją otrzymują) oscyluje wokół tysiąca euro. Oczywiście z perspektywy biednej Polski te tysiąc euro nie jest złe, ale na tle reszty Unii prezentuje się blado.
GREXIT GORSZY OD LEHMAN BROTHERS
Skoro wszyscy wiedzą, że Grecja i tak nie będzie spłacać zobowiązań (dlatego noblista Stiglitz postuluje ich częściowe umorzenie), czy nie prostszym rozwiązaniem byłaby terapia szokowa i wyrzucenie jej ze strefy euro?
W końcu jej gospodarka nie ma większego znaczenia dla UE.
Jednak taki krok byłby zanegowaniem idei zjednoczonej Europy i mógłby wywołać niepożądaną reakcję łańcuchową, przede wszystkim na rynku długu. Od kilku miesięcy zrobiło się tu nerwowo, pomimo interwencyjnego skupu EBC.
Ta nerwowość rzutuje też na nasze dziesięciolatki.
Poza tym z automatu Grecja znalazłaby się w rosyjskiej strefie wpływów, co na pewno nie spodobałoby się sztabowi NATO.
Skutki Grexit-u na rynkach finansowych trudno do końca z góry oszacować, podobnie jak nikt tak naprawdę nie wiedział, co wywoła upadek Lehman Brothers. Tam chodziło o bank, a tu mowa jest o państwie należącym do strefy euro i Unii.
Dlaczego w takim razie rynki zachowują tak duży spokój? Owszem giełda w Atenach wyraźnie traci (wczoraj 4,7%), od dwóch miesięcy obserwujemy korektę na niemieckim DAX-ie, ale generalnie żadnego dramatu nie widać.
Zastanawia zupełny spokój na złocie. W czasach turbulencji powinno drożeć, a tu zupełna cisza.
Z kolei zaczął rosnąć bitcoin, lecz w dłuższej perspektywie nie jest to żaden znaczący ruch.
Czy rynki nie doceniają Grecji? A może stawiają na to, że ponownie rzutem na taśmę wierzyciele zgodzą się na późniejszą spłatę raty w MFW, na przykład za pół roku?
Taki scenariusz wygląda na dość prawdopodobny, choć nie stuprocentowo pewny. Syriza nie jest do końca przewidywalna, a cierpliwość drugiej strony została wystawiona na poważną próbę.
GREXIT Z POLSKIEJ PERSPEKTYWY
Na złotym obserwujemy zupełny spokój. GPW znalazła się w sezonowej korekcie, którą część osób uznaje za okazję do zakupów.
Dla inwestorów ważniejszy jest dzisiejszy komunikat po posiedzeniu FOMC Fed i jak zinterpretuje go rynek.
Generalnie w tej chwili nie dzieje się u nas nic nadzwyczajnego poza osłabieniem na rynku obligacji skarbowych.
Sam też nie widzę powodów do paniki a jedynie wstrzymałbym się z rezerwowaniem wczasów w Grecji, dopóki nie zostanie podpisany jakiś deal.
Natomiast niezmiennie zachęcam do dywersyfikacji oszczędności i inwestycji.
Dla najpłynniejszej gotówki i depozytów wybieram najlepsze lokaty i konta, a częściowo lokuję ją w walutach (poprzez regularne zakupy w Walutomacie).
Może warto wykorzystać relatywnie niskie ceny złota i srebra do nabycia kruszców?
Zauważmy, że Grecy nie uchroniliby swoich oszczędności inwestując na rodzimej giełdzie - tamtejszy indeks stracił przez rok aż 44%. Dlatego warto włączyć do portfela też inne rynki, choćby za pomocą tradycyjnych funduszy inwestycyjnych czy ETF-ów.
Podsumowując - świat, a przynajmniej rynki finansowe, nie bardzo przejmuje się ewentualnym Grexitem. Po pięciu latach straszenia bankructwem Grecji wszyscy zobojętnieli. Czy słusznie?
A jak wygląda ewentualny Grexit z Waszego punktu widzenia? Wiele hałasu o nic? Czy jednak przełomowe wydarzenie?