Coraz częściej oferuje się je bezpośrednio osobom, które zupełnie nie orientują się w specyfice tego rynku, ale za to posiadają odpowiedni kapitał w wysokości minimum kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Połączenie takich elementów jak wysokie oprocentowanie, zwykle na poziomie 8,5-9,5% w skali roku wraz ze słowami obligacja i zabezpieczenie tworzy kuszącą mieszankę wybuchową - Niech Pan tylko wpłaci co najmniej 50 tys. zł, a na pewno będzie Pan zadowolony.
Jednak wielu potencjalnym inwestorom w tym momencie zapala się czerwona lampka ostrzegawcza.
fot. sxc.hu |
Całkiem słusznie - z powodu tych wątpliwości zaczynają oni zadawać różne pytania, także i mnie.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że już drugi miesiąc z rzędu GUS ogłasza deflację, to w tym momencie lokaty stały się znowu atrakcyjne.
Z kolei oprocentowanie dwa razy wyższe prezentuje się znacznie okazalej. I dlatego tak nęci.
Jednak o ile w przypadku lokat otrzymujemy gwarancje BFG do równowartości 100 tys. euro, to z obligacjami sprawa wygląda zupełnie inaczej. Słowo "obligacja" amatorom automatycznie kojarzy się z obligacjami skarbowymi, których bezpieczeństwo porównujemy do lokat (właściwie jest ono wyższe, ponieważ nie istnieje górny limit).
Tymczasem oferowane przez telefon, mailowo czy jakąkolwiek inną drogą papiery są emitowane przez prywatne spółki i takich gwarancji absolutnie nie dają. Co więcej, część z tych obligacji od razu jest z założenia "gołych", bez jakichkolwiek zabezpieczeń.
Nawet te z solidnie wyglądającymi gwarancjami na papierze w razie problemów emitenta stają się mocno kłopotliwe. Egzekucja tego typu długu to naprawdę uciążliwa procedura z niepewnym finałem, za to z pewnymi dodatkowymi kosztami.
A co na ten temat ma do powiedzenia Kamil Gemra, dyrektor ds. rynku pierwotnego Domu Maklerskiego W Investments, ekspert rynku Catalyst, aktywny inwestor na Catalyst?
- Każdy inwestor powinien zdawać sobie sprawę, że kapitał z emisji obligacji jest stosunkowo drogi dla emitenta. Oprócz oferowanego oprocentowania należy wiedzieć, że firma musi zapłacić około 4% od wartości emisji dla jej organizatora zaraz po pozyskaniu kapitału. Zatem po kapitał z obligacji sięgają zazwyczaj firmy, które nie mogą dostać kredytu w banku i są w stanie zaakceptować wyższy koszt pieniądza. Firmy nie otrzymują kredytu ze względu na to, iż bank uważa projekt za zbyt ryzykowny i nie akceptuje ryzyka. Tak dzieje się w przypadku zdecydowanej większości firm z Catalyst. Wyjątki to duże firmy, które chcą dywersyfikować źródła kapitału.
W związku z tym każdy inwestor musi zdawać sobie sprawę, że inwestycja w obligacje jest obarczona ryzykiem.
Jak dużym?
Niestety nie ma prostego modelu na jednoznaczną odpowiedź. Inwestując w obligacje trzeba umieć oceniać takie ryzyko wykorzystując analizę finansową. Jeżeli ktoś nie ma takiej wiedzy, powinien wybierać papiery dużych, renomowanych firm o ustabilizowanej pozycji. Naturalnie wówczas potencjalny zysk jest tylko nieco wyższy niż z lokat, ale za to możemy być prawie pewni, że inwestycja skończy się happy endem.
5 LAT RYNKU OBLIGACJI CATALYST
Tak się akurat składa, że rynek obligacji Catalyst za dwa tygodnie będzie obchodził swoje pięciolecie.
Tu znajdziesz przewodnik dla inwestorów.
Na początku wszystko wyglądało znakomicie - spółki pożyczyły pieniądze i z tego kapitału mogły regulować odsetki. Problemy pojawiły się później, kiedy przyszło spłacać całość długu.
Nic dziwnego, że w raporcie, który ukazał się w grudniu ubiegłego roku, wskazano na skok wątpliwych emisji z poziomu 4,44 proc. do 9,39 proc. (za wątpliwe uznano takie, gdzie wystąpiły jakiekolwiek problemy, w tym opóźnienie wypłaty odsetek, do czego użyto w raporcie nieco niefortunnego terminu "default" - bankructwo).
Podano tam też, że w tym dość mało chlubnym gronie znalazło się 15 spółek.
Minęło kilka miesięcy i we wciąż trwającym jeszcze 2014 roku pobito ten wątpliwy rekord, a licznik na razie zatrzymał się na liczbie 17:
Skala winy jest bardzo zróżnicowana - od jednodniowego spóźnienia (przypadek: Ferratum Capital Poland) do całkowitego zaprzestania wypłacania czegokolwiek. Co gorsza, inwestorzy ponoszą kolejne koszty związane z próbą odzyskania pieniędzy z różnymi rezultatami. Bardzo pouczające jest śledzenie poszczególnych wątków na forum poświęconemu tym papierom.
Nieco inne przemyślenia mają osoby bardziej doświadczone - sprawdź komentarze pod tym wpisem.
Dołóżmy do tego jeszcze niedawną wpadkę Copernicusa i widzimy, że zarabianie na obligacjach korporacyjnych w Polsce wcale nie jest ani proste, ani łatwe, ani przyjemne.
DLA KOGO OBLIGACJE KORPORACYJNE?
Ośmielam się stwierdzić, że obligacje korporacyjne mogą być dobrą alternatywą dla lokat, ale wyłącznie dla doświadczonych inwestorów, którzy mają czas i umiejętności potrzebne do analizy fundamentalnej spółek i ich papierów oraz odpowiedni kapitał do rozproszenia ryzyka pomiędzy co najmniej kilka różnych emisji.
Kamil Gemra zauważa:
- Kiedyś powiedziałem, że inwestor na Catalyst jest jak saper - może pomylić się tylko raz. Dla małego inwestora, który kupi obligacje za kilka tysięcy złotych, inwestowanie w obligacje jest bardziej ryzykowne niż w akcje. W przypadku problemów z wykupem, koszt obsługi prawnej może być zbyt wysoki. Zatem można stracić cały zainwestowany kapitał.
W tej sytuacji za naganną praktykę uznaję próby sprzedaży tego typu papierów osobom, które nie umieją prawidłowo ocenić skali podejmowanego ryzyka i które mami się kilkoma prymitywnymi chwytami marketingowymi, w tym wysokim oprocentowaniem oraz hasłem "zabezpieczone obligacje".