sobota, 24 maja 2014

Cudowne dziecko ekonomii w opałach. Piketty sfałszował dane?

W ostatnich tygodniach prawdziwą furorę robi 43-letni francuski ekonomista Thomas Piketty.
Thomas Piketty (źródło:YouTube)
Jego książka "Capital in the Twenty-First Century" trafiła na listę bestsellerów i rozpływają się nad nią tacy sławni nobliści jak Stiglitz czy Krugman, a Francuz bryluje na salonach. Niedawno odbył tournee po USA, w trakcie którego wykładał między innymi w ONZ, MFW i... Białym Domu.

Zasadniczą tezą jego pracy jest stwierdzenie, że bogaci stają się coraz bogatsi, ponieważ stopa zwrotu z ich kapitału jest wyższa od przeciętnego tempa wzrostu gospodarczego. Z tego powodu nierówności ekonomiczne będą dalej rosły i w rękach garstki obywateli będzie gromadzony coraz większy majątek, a rzesze biednych powiększą się. Dość przygnębiająca wizja świata...

Dlatego Piketty postuluje interwencjonizm państwa, w tym bardzo wysokie opodatkowanie najzamożniejszych.

Tymczasem weekendowe wydanie dziennika "Financial Times" zawiera prawdziwą bombę. Chris Giles oskarża Piketty'ego o  kompromitujące błędy w obliczeniach w arkuszach kalkulacyjnych i manipulację danymi. Ich liczba jest tak duża, że właściwie przekreśla wyciąganie jakichkolwiek sensownych wniosków przez autora książki.

Co na to sam Piketty?


W dość mętnej odpowiedzi nie odnosi się bezpośrednio do szeroko udokumentowanych zarzutów, tylko wskazuje na inne źródła potwierdzające jego obserwacje. Jedynie enigmatycznie stwierdza, że dane wymagają pewnych poprawek i dlatego są one dostępne online.

Czy tylko lewicowi ekonomiści dopuszczają się tego typu manipulacji?

Oczywiście, że nie.

W zeszłym roku skromny student Thomas Herndon odkrył, że w pochodzącej z 2010 pracy Reinhart i Rogoffa roi się od błędów w Excelu. Amerykańscy ekonomiści naginali fakty do swojej tezy, żeby uzasadnić słuszność wdrażania programów oszczędnościowych.

Czy debata na temat nierówności społecznych została zakończona?

Także nie.

I tu zainteresowanych znających angielski mogę odesłać choćby do panelu dyskusyjnego sprzed kilku tygodni:



Sam nie czytałem 696-stronicowej książki Piketty'ego i w świetle obecnie napływających informacji nie bardzo widzę w tym sens. Poczekam na kolejne wydanie...

Natomiast wcale nie jestem pewien, czy gwiazda Francuza przygaśnie. Wręcz przeciwnie.

Jego marksistowskie idee pozostaną atrakcyjne dla bardzo wielu ludzi, w tym niektórych lewicujących bogaczy. Tu obserwujemy prawdziwe rozdwojenie jaźni: płacę ludziom za ciężką harówkę nędzne grosze czy uciekam z kasą do rajów podatkowych, ale uspokajam sumienie głosząc socjalistyczne manifesty w mediach społecznościowych czy w drogiej knajpie.

Podobnie atrakcyjnie brzmią dla części intelektualistów, którzy zapomnieli czasy sprzed 1989 roku i zawsze chętnie przyjmą jakieś wsparcie z budżetu.

Równie przekonująco brzmią dla ubogich mas.  Przyjemnie jest znaleźć winnego mojej słabej sytuacji ekonomicznej - tego podłego kapitalistę, który tak mało płaci, że mi na nic nie wystarcza.

No i co najważniejsze: temat chętnie podchwycą całe państwa - przecież podnosimy podatki wyłącznie dla waszego dobra.