Przy okazji dokonano sprytnego manewru PR i całe odium zła przyjął na siebie odchodzący minister finansów Jacek Rostowski:
Jeśli zerkniemy na zachowanie indeksów warszawskiej giełdy po feralnym 6 grudnia, faktycznie nie wygląda ono najlepiej.
Zarówno WIG, jak też WIG20, WIG30 czy mWIG40 solidarnie straciły przez miesiąc po 6 procent, sWIG80 minimalnie mniej: 5 procent.
Licząc od ubiegłorocznego szczytu w końcówce listopada wygląda to jeszcze gorzej i na wykresie indeksu WIG obserwujemy niepokojące oznaki słabnięcia długoterminowego trendu wzrostowego:
Kliknij, aby powiększyć |
Poza garstką misiów obstawiających spadki chyba wszyscy byliby zadowoleni, jeśli na GPW znowu zaczęłaby królować zieleń.
W kontrze należałoby przedstawić scenariusz dalszej rozbiórki OFE i podaży akcji z ich strony. I tu nie widziałbym jednak czynnika decydującego, ponieważ karty na GPW rozdaje i tak zagranica.
Dlatego warto spojrzeć na sentyment globalny, a ten dla rynków rozwijających się (emerging markets) od pewnego czasu pozostaje niekorzystny, co mocno kontrastuje z faworyzowaniem dojrzałych giełd:
.
U góry mamy niemiecki DAX, japoński Nikkei oraz amerykański S&P 500. U dołu WIG, WIG20 oraz ETF iShares MSCI Emerging Markets (portfel).
Ani w Chinach czy Korei nie dokonywano ostatnio zmian w systemie emerytalnym, a jednak słabość tamtych rynków jest podobna do naszej. I wcale nie chodzi wyłącznie o miesięczną perspektywę czasu:
A może w takim razie problemem jest rozliczanie tego ETF-u w dolarach? No to spójrzmy na kilka indeksów giełd wschodzących na tle S&P 500 (Chiny, Brazylia, Rosja, Węgry i my):
Inni nie mają ani Rostowskiego, ani Tuska, a jednak akcje nie spisują się tam najlepiej.
Z tego powodu nie uważam, że koniec stycznia w magiczny sposób odmieni nastroje na GPW. A jeśli nawet tak się stanie, wcale nie musi chodzić o "efekt OFE", tylko zupełnie inne zjawisko. Na przykład globalne.