Zauważyłem spore poruszenie, jakie wywołała informacja, że autorski fundusz Krzysztofa Rybińskiego Eurogeddon na koniec grudnia był 34 procent na minusie. Dodam, że stopa zwrotu za ostatnie półrocze wynosi aż -39,3%.
Oczywiście, takie spektakularne straty są interesujące w zestawieniu z fantastycznym samopoczuciem autora, który w komentarzu pod wpisem podsumowującym prognozy na 2012 rok pisze:
No więc, skoro na podstawie "najlepszych prognoz makro na rynku" można było tyle stracić, to ile wynosiłaby wtopa przy takiej zwykłej prognozie makro przeciętnego analityka?
Aż strach pomyśleć... Może 90 proc., albo 100?
Ten kontrast między realnymi wynikami, a postawą profesora tworzy fantastyczny efekt. Zapewne nie do końca zamierzony.
No i zestawmy te wyniki z kartą funduszu i zapewnieniem:
I myślę sobie, że gdyby nie (nad)aktywność K. Rybińskiego w mediach, zapewne nikt nie przejmowałby się jakimś malutkim funduszem dla garstki ludzi, naprawdę garstki.
Według danych Analiz Online, na koniec listopada Eurogeddon posiadał zaledwie 3,8 mln zł aktywów. W szczycie w połowie wakacji zebrał 4,5 mln zł. Przypomnijmy, że minimalna wpłata wynosi równowartość 40 tys. euro, czyli aktualnie ponad 160 tys. zł.
Gdyby klienci wpłacali tylko minimum (a nieoficjalnie wiadomo, że sam Krzysztof Rybiński wpłacił co nieco więcej), to chodzi raptem o grono maksymalnie dwudziestu paru osób.
Co więcej, przy opłacie wstępnej na poziomie maksymalnym 1,5 proc. z 4,5 mln daje to za cały rok wpływy ledwie niespełna 70 tys. zł. Może obrót był nieco większy i ktoś tam umorzył płacąc 1 proc. kary, ale czy te środki w ogóle chociaż pokrywają koszty działania?
Samo uruchomienie funduszu było na pewno sporo droższe...
Wrzawa wokół profesora i negatywny sentyment mogą wskazywać, że istnieje jakaś szansa na odwrócenie trendu, ale teraz trzeba 50 proc. zysku, aby wyjść na zero...
A dla mnie ten przypadek jest doskonałym dowodem na to, że posługiwanie się samą analizą fundamentalną może być katastrofalne dla każdego portfela, zwłaszcza wtedy, kiedy nasze ego jest większe niż rynek.
Skoro taki doświadczony ekonomista jak były wiceprezes NBP potrafi zaliczyć takie dramatyczne obsunięcie kapitału, od dawna śmieję się ze wszystkich prognoz, w tym swoich własnych jako mało użytecznych w praktycznym inwestowaniu.
Oczywiście jakieś mam - jak na przykład wspomniany ostatnio parę razy scenariusz sporej aprecjacji wartości akcji PGNiG. Jednak jak się pomylę, nie będę nigdzie się z tego tłumaczył, tylko zwyczajnie zamknę pozycję ze stratą, zanim stanie się zbyt wielka. Ani tym bardziej przesadnie się chwalił, jaki to ja jestem genialny. To drugie może być jeszcze bardziej zgubne dla inwestora, obojętnie z jak grubym portfelem.