niedziela, 18 marca 2012

467 procent zysku w pięć lat

W czasach, kiedy łatwo się zlewarować i na paru ruchach rzędu kilkunastu centów na parze EUR/USD  podwojenie skromnego depozytu nie jest niczym nadzwyczajnym (wyzerowanie rachunku również), być może staromodne 467 procent zysku w pięć lat nie robi na nikim specjalnego wrażenia.

Jednak zawsze warto spojrzeć na kwoty o jakich mówimy. Jeżeli obstawiasz mecz piłkarski i wygrywasz 100 procent czyli na przykład 100 czy 200 złotych, niewiele to zmienia w stanie twoich finansów. Podobnie podwojenie dwóch czy trzech tysięcy u brokera FX.

Sprawy zaczynają się robić bardziej interesujące, kiedy przechodzisz na dziesiątki, a potem setki tysięcy, nie mówiąc o mitycznych (dla większości, do której wciąż niestety należę) milionach . Dlatego zwracam uwagę na wyczyny funduszu Oceanstone, który na tle benchmarku prezentuje się imponująco.
Zarówno inne podobne fundusze (inwestujące w amerykańskie akcje), jak też indeks S&P 500 po pięciu latach zawędrowały do punktu wyjścia przy dużej zmienności, która oznacza, że większość zwykle sprzedała pod presją w dołkach, kiedy panował największy pesymizm, a kupiła dużo wyżej.

 Jaka jest strategia Oceanstone?

Zarządzający James J. Wang nie lubi mediów i nie udziela wywiadów. Trochę można znaleźć w "Fortune".

Z dość szczątkowych informacji wyłania się obraz inwestującego w wartość podpierającego się analizą techniczną (szuka spółek, które zaczynają okazywać siłę).

Wszystko jest dla niego w miarę proste teraz, kiedy aktywa funduszu sięgają niespełna 20 mln dolarów, ale ciekawe jak radziłby sobie przy kapitale 10 czy 100 razy większym?

Poza tym zauważmy, że w przypadku setek czy tysięcy funduszy może wystąpić zjawisko podobne do rzucania lotkami do tarczy, czyli zawsze jakaś cząstka trafi w dziesiątkę, nawet jeśli rzucający jest kiepski, a Fama upiera się, że wynika to z czystego przypadku.

Nie podejmuję się rozstrzygnięcia sporu i można pójść jedną drogą całkowicie ignorując fundusze inwestycyjne, zwłaszcza te, które pokrywają rynki, na których sami inwestujemy - dość przewrotny przykład: bez większego trudu znajdziesz lokatę (nawet w zestawieniach na tym blogu) pokonującą zdecydowaną większość polskich funduszy pieniężnych (możliwe, że wszystkie).

Innym sposobem jest wykorzystywanie ETFów. Jeszcze innym próba wybierania najsilniejszych - na przykład z takiego zestawu:


Tu zastrzegam, że system wymaga dalszej samodzielnej pracy, a wstępna udowodniona przesłanka wskazuje na obiecujące wyniki działania siły relatywnej również na polskim rynku akcji.

Trudno powiedzieć co będzie najlepsze, ponieważ każdy inwestor ma nieco inny profil. Jednak na pewno nie ma co się łudzić, że samo szczęście czy internetowy ranking/wpis na blogu wystarczy do wyboru odpowiedniego (czytaj - zarabiającego) funduszu (o ile jest nam w ogóle potrzebny do czegokolwiek).