wtorek, 27 grudnia 2011

1450% w miesiąc

Zakończona 11 listopada rywalizacja o główną wygraną w konkursie Bossy FX: 100 tys. CHF do dziś budzi emocje, o czym świadczy gorąca dyskusja oraz liczba komentarzy do wywiadu ze zwycięzcą, który w ostatni piątek ukazał się w "Wyborczej".

Nie będę teraz powtarzać słów Lema na temat internetu, ale  skupmy się na tym, co przyciągnęło uwagę internautów: zysk 1450% w kilka tygodni. Piękny wynik i wypada pogratulować, ale...

Sam Pan Marek przyznaje, że w tym roku zanotował na futures na WIG20 stratę rzędu... 300%, czyli stracił trzy swoje depozyty.

Dla podkręcenia atmosfery i nadania jej nieco tajemniczości związanej z alchemią rynków autor wywiadu nie podaje danych i nie ujawnia wizerunku Pana Marka, który jego zdaniem "ukrywa się pod pseudonimem, bo jest nagabywany przez rzesze ludzi, którzy chcą oddać mu w zarządzanie swoje pieniądze."

Na pewno?





OK, ale to taki mały wtręt na temat mediów, a ważniejsze jest meritum (nie chodzi o Meritum Bank).

Pan Marek miał metodę i grał z kalendarzem wydarzeń ekonomicznych pod optymistyczny scenariusz rynkowy. Udało się i wypada pogratulować.

Jednak te 300% straty na futures daje sporo do myślenia, prawda?

Uważam, że w konkursie trzeba iść na całość i ten tysiąc złotych był dość drogim biletem w loterii, ale skoro ktoś się zeruje na futures i to trzykrotnie, coś jest nie tak z jego metodą/psychiką.

Można zagrać w coś podobnego puszczając kupon u bukmachera z kilkoma wydarzeniami sportowymi w czasie weekendu obfitującego w mecze, czyli w tym wypadku byłby to kupon za 1000 złotych z kursem 15,5 (nie licząc podatku) -chociaż te 100 tys. CHF jednak zasadniczo zmieniają reguły tej akurat gry.

Poza tym Pan Marek przyznaje, że pracuje na etacie i Forex czy rynki finansowe są jego hobby. Gdyby te setki czy tysiące procent do uzyskania były takie proste i powtarzalne, nie musiałby wcale chodzić do pracy. Ba, od dawna nie musiałby grać. W końcu zaczynając od skromnych 20 tys. złotych i osiągając rocznie, a nie w kilka tygodni 1450% Pan Marek po 10 latach miałby już 16 mln złotych i z samych odsetek bankowych otrzymywałby więcej niż z pensji w pracy.

Po prostu, takie powtarzalne wyniki są praktycznie niemożliwe do osiągnięcia. Akurat Ed Seykota dał radę z 5 tys. USD zrobić 15 mln USD - ale ile jest takich osób na świecie? Teraz zresztą Seykota bierze te 5 tys. dolarów od każdego chętnego na prywatną konsultację - czy dlatego, że nie umie spekulować? Nie, dywersyfikuje przychody.
Poza tym, kiedy w grę zaczną wchodzić naprawdę poważne pieniądze- czym innym jest położenie na stół tysiąca, a czym innym miliona złotych. W realnym świecie pojawiają się obsunięcia kapitału (u Pana Marka na futures aż -300%).

Większość ludzi przecenia swoje faktycznie możliwości/umiejętności, a szczególnie u młodych inwestorów z małym kapitałem szukających zlewarowanych rynków (głównie forex) prowadzi to często do fatalnych skutków nie tyle finansowych, co psychologicznych. Najpierw przychodzi jakiś tam sukces (zwykle na demo), potem euforia, pojawia się nadmierne ryzyko i w efekcie wyczyszczenie depozytu, które często u nich oznacza jakąś formę depresji i zaburzenie samooceny.

Czy to oznacza, że nie warto próbować, a forex to zło itp.?

Oczywiście, że nie. Zwłaszcza teraz, kiedy obroty na GPW spadają (w piątek rekordowo niskie 481 mln złotych) i coraz trudniej znaleźć jakieś sensowne  spółki, odpowiednio płynne. Przechodzenie na inne rynki jest naturalne i nieuniknione, lecz po prostu trzeba mieć określoną przetestowaną metodę i inwestować/spekulować zawsze zgodnie z nią, a nie pod wpływem emocji. Tych ostatnich nigdy nie unikniesz, ale nie mogą one decydować o transakcjach na żadnym rynku.

Nie ma co się też ekscytować fantastycznymi stopami zwrotu grających na FX, bo to są zwykle zyski liczone jedynie z depozytu trzymanego u brokera, a nie całego kapitału. Jeśli ktoś posiada na przykład 100 tysięcy złotych płynnych aktywów w portfelu inwestycyjnym i gra na dźwigni trzymając u brokera 10 tysięcy - pokazuje wspaniałe 50% zysku rocznie, a tymczasem na całym kapitale może "ledwie" przekraczać 10%, albo być wręcz na minusie, tracąc na innych inwestycjach (giełda/nieruchomości itd.).

Warto o tym pamiętać porównując różne stopy zwrotu i nie wierzyć w cuda, ale równocześnie nie pozostawać zbyt wielkim malkontentem i jednak dać sobie szansę. Chociaż raz.