W sytuacji, kiedy banki mniej chętnie rozdają kredyty, do głosu dochodzą firmy pożyczkowe. Jedna z nich chwali się, że jej pożyczka posiada "najniższe i niezmienne oprocentowanie: tylko 2,99%* w skali roku". Super, wystarczy w takim razie wziąć od nich pożyczkę rozpisaną na całą rodzinę na milion złotych na 2,99%, wpłacić na lokatę miesięczną na przykład w SKOKu na ponad 5,5% netto i co miesiąc kasować zysk arbitrażowy (odsetki wyższe od raty kredytu). Rocznie mamy w ten sposób ponad 25 tysięcy zarobku. Genialne, prawda?
Jednak pierwszym niepokojącym sygnałem jest gwiazdka i z niej wynika coś, co napisali na dole małym druczkiem: "Informacje opublikowane na niniejszej stronie mają charakter informacyjny i mogą ulec zmianie. Szczegółowa, aktualna, oferta PKF Skarbiec w rozumieniu kodeksu cywilnego jest dostępna w Naszych oddziałach."
Zauważmy, że napisanie "Naszych" z dużej litery podkreśla renomę firmy.
Zatem Ja wam napiszę, że trochę to oprocentowanie powinno dawać do myślenia i osoba, która ma odrobinę oleju w głowie nawet nie będzie się sprawą zajmować.
Jednak nieszczęśników jest wielu i na czym polega haczyk?
Musisz wpłacić jakąś tam "opłatę przygotowawczą" w wysokości zwykle 5% kredytu (firmy 10%) i potem czekać na decyzję o przyznaniu pożyczki przedstawiając różne fikuśne dokumenty czy poręczycieli. Dziwnym trafem odpowiedź jest najczęściej odmowna.
Wtedy pozostaje tylko procesowanie się o zwrot tej opłaty. A może wystarczyłoby na początku pomyśleć czemu oni sami nie wpłacą sobie pieniędzy do banku, zamiast rozdawać je innym?