Z tego powodu od 1 października górny limit ceny metra kwadratowego kwalifikującej się do „Rodziny na swoim” skacze aż do 9080,4 zł, czyli o 13,3%.
Deweloperzy zacierają ręce i można śmiało powiedzieć: żegnajcie tanie mieszkania w Warszawie.
Kredytobiorcy patrzą zwykle na wysokość raty, niezbyt długo zastanawiając się czy faktycznie kawałek podłogi w kołchozie jest aż tak cenny i warto zapłacić 8-9k za metr kwadratowy tego skarbu.
Możemy sobie ponarzekać, ale wydaje się, że nie ma szans na wyraźnie niższe ceny mieszkań, dopóki ta cała „Rodzina” je sztucznie stymuluje.
Cieszy to na pewno banki oraz deweloperów. Te pierwsze mogą więcej zarobić dzięki wyższym kwotom kredytów hipotecznych, a deweloperzy nie muszą oferować rozpaczliwych promocji, aby cokolwiek sprzedać.
Już pojawiły się oferty na obrzeżach poniżej 5k za metr, a teraz proces znowu zostanie przyhamowany.
Moim zdaniem, w tej sytuacji zamiast przepłacać grubą kasę za luksus warszawskiego bloku, wybrałbym mieszkanie/dom pod Warszawą z dobrym dojazdem koleją, bo na naprawdę niskie ceny trudno teraz liczyć.