Mimo że nie trzymam nawet złotówki w Polbanku, przyznam się, że jestem fanem Grecji. Wcale nie żartuję.
Uważam, ze greckie wyspy to niemal idealne miejsce na tegoroczne wakacje i kto tam jeszcze nie był, niech sam się przekona.
Jak zawsze znajdą się marudy, które wykupiły wczasy za 1000 zł i spodziewały się luksusu i teraz narzekają na kiepskie warunki, ale pomińmy je litościwym milczeniem.
Dlaczego akurat teraz Grecja?
Niektórzy polecają greckie akcje czy obligacje, ponieważ są one według nich tanie. Ja takich pomysłów raczej nie podzielam i uważam, że medialna histeria skutecznie odstraszyła hordy turystów z Niemiec czy Wielkiej Brytanii, co oznacza, że łatwiej wyłowić coś ciekawego w ofercie last minute.
Na pewno nie polecałbym nikomu Aten, bo tam jest teraz za gorąco (dosłownie i w przenośni).
Natomiast Kreta czy Rodos i inne wyspy oferują dobrą wartość za każde wydane euro. Historia, zabytki, góry, plaża i morze. Czego chcieć więcej?
Już wiem. Dobrego towarzystwa.
Niestety, niewielkie ryzyko strajków istnieje, więc dla rodzin z małymi dziećmi jednak Grecja raczej się nie nadaje, ponieważ gdzieś w tyle głowy ciągle miałabyś/miałbyś pewien lęk przed komplikacjami w podróży powrotnej.
I tu właśnie widzę mały problem, więc jak ktoś ma urlop „na styk” i musi wrócić konkretnego dnia, też musi się zastanowić.
Sam żałuję, że w tym roku nie mogę skorzystać z tej opcji (poleciałbym na Kretę) i wciąż pracuję nad dojściem do stanu, kiedy będę miał równolegle czas i pieniądze (zwykle dysponujemy jednym lub drugim rozłącznie).
Jeżeli kogokolwiek przekonałem, proszę podzielić się wrażeniami po powrocie w komentarzach.