Tymczasem parę dni temu nastąpiła istotna zmiana i Inteligo powraca po liftingu. Z tej okazji zorganizowano konferencję prasową w zeszłym tygodniu i co ciekawe dostałem na nią zaproszenie nie ja jako ja, tylko ja jako bloger, za co dziękuję, ale takie imprezy zupełnie mnie nie interesują (długopisy mam swoje, kawę i herbatę również).
Wracając do Inteligo, najważniejsza różnica to zniesienie opłaty za przelewy, czyli mamy teoretycznie konto o podobnej funkcjonalności jak mBank, ale z jednym dziwacznym wymogiem.
Aby konto Inteligo było bezpłatne, należy utrzymywać na nim średnie saldo miesięczne w wysokości 100 zł. W czasach kiedy banki dają 100 czy 200 zł za otwarcie rachunku wydaje się to bez sensu.
Jeśli się zapomnisz i średnia zejdzie poniżej 100 zł, płacisz 5 zł.
Podobnie darmowa karta, staje się płatna
Dodatkowo doszły przelewy zagraniczne.
Rachunek jest nieoprocentowany, więc od razu nasuwa się porównanie z mBankiem, gdzie mamy praktycznie to samo bez żadnym gwiazdek: darmowe eKonto oraz darmową kartę.
No to w jakim celu otwierać rachunek w Inteligo?
Może dla łatwego dostępu do pieniędzy z bankomatów PKO BP?
Trudno mi powiedzieć, ale ktoś, kto wziął kasę za ten projekt chyba nie patrzył w ogóle na mBank albo sądzi, że klienci nie potrafią samodzielnie myśleć i tu ma w dużej mierze rację, zważywszy ile pieniędzy ludzie trzymają na RORze w PKO BP na 0,1% rocznie z opłatą 6,9 zł miesięcznie.
Być może Inteligo wprowadzi ciekawsze zmiany, bo jak na razie nie zrewolucjonizował rynku w żadnym stopniu i nowa oferta wydaje się być co najwyżej pewnym uzupełnieniem dla zbieraczy kont internetowych. A może coś przeoczyłem?