Żaden moment nie jest idealny.
Odniosę się do konkretów: we wrześniu 2007 roku założyłem tego bloga (po wysypaniu się pierwszej wersji założonej 01.09.07 na bloxie z saldem 0 zł).
Czy był to dobry moment do rozpoczęcia oszczędzania i inwestowania?
Odpowiem tak: WIG wynosił wtedy 60071,34 punktów. W ostatni piątek najszerszy indeks giełdowy zamknął się na 41 253,6 pkt, czyli ponad 30% niżej.
Mimo to portfel spokojnie sobie rośnie i po 2,5 roku jego wartość przekroczyła 52 000 zł. Oczywiście, że nie wszystko potoczyło się tak jak chciałbym.
Na początku nieoczekiwanie dla mnie stałem się kolekcjonerem srebrnych monet. To był świetny rynek, ale został zabity przez NBP wielkimi nakładami – w porę wycofałem się i wyprzedałem prawie wszystko w pierwszym kwartale 2008 roku.
Potem zaczęła się wielka bessa na giełdzie z dnem rok temu. Pewnie, że przez ostatni rok mogłem osiągnąć zdecydowanie wyższy zysk, ale czy na pewno stosując agresywne podejście do rynku miałbym w ogóle co inwestować? Podejrzewam, że niewiele zostałoby mi kapitału, kiedy WIG20 spadł do 1253,24 pkt.
Teraz po rocznych wzrostach wiele osób odkłada inwestowanie i oszczędzanie czekając na dogodniejszy moment.
Taki nigdy nie nastąpi.
Najważniejsze to zacząć już teraz. Koniec i kropka.
Szczególnie ważne jest to w przypadku młodych osób, które mają dziesiątki lat przed sobą na dorobienie się majątku.
Nie będę bawił się w symulację ile trzeba czasu do uzbierania miliona czy innej umownej wartości, tylko chcę pokazać na realnym portfelu prezentowanym na blogu, że wystarczy być systematycznym, a nie genialnym inwestorem, aby gromadzić sensowne środki, na dodatek w stosunkowo krótkim czasie.
Niektórzy ludzie gubią się w ogromie możliwości i nie wiedząc w co zainwestować poddają się, odkładając decyzję na potem, co jest wielkim błędem.
Na początku i tak stopa zwrotu nie ma większego znaczenia. Jeżeli posiadasz kilkaset złotych czy kilka-kilkanaście tysięcy, prościej będzie dorzucić te 100-200 zł miesięcznie do puli niż ślęczeć nad wykresami w poszukiwaniu świętego Graala.
A nauka inwestowania i tak przyjdzie automatycznie, kiedy zaczniesz interesować się co się dzieje z twoimi pieniędzmi.
Widzę naturalną kolej rzeczy tak: lokaty/konta oszczędnościowe/obligacje, fundusze inwestycyjne, akcje, instrumenty pochodne, rynek walutowy i towarowy. W którymś miejscu mogą dojść nieruchomości, złoto czy kolekcjonerstwo i szerzej pojęte inwestycje alternatywne.
Pewnie, że ta kolejność nie jest obowiązkowa i można niektóre etapy pominąć, ale tak jest według mnie zdecydowanie łatwiej niż na przykład od razu ruszyć z paroma groszami na kontrakty terminowe czy Forex, gdzie trafiamy na wysoką dźwignię finansową. Prawdopodobieństwo bankructwa w tym przypadku jest bardzo wysokie.
Wszystko jedno czym się interesujesz – zamiast wyłącznie teoretyzować, najlepiej wpłać już w przyszłym tygodniu 50, 100 czy 500 zł do banku, funduszu czy brokera. A potem wystarczy zapamiętać kolejność: generować dodatnie przepływy gotówkowe (przychody>wydatki), oszczędności inwestować i tak wkoło aż do osiągnięcia swojego celu.