Z reguły na wszelkich blogach o oszczędzaniu dominuje tematyka poszukiwania sposobów jak w magicznym wzorze PRZYCHODY- WYDATKI > 0 (najważniejsza formuła w finansach osobistych) zmniejszyć wydatki przy pomocy różnorodnych metod. W polskiej blogosferze dzielnie ich poszukuje na przykład Paweł Kata i zainteresowani mogą znaleźć u niego ich cały wachlarz.
Oczywiście najefektywniejsze jest równoczesne zwiększanie przychodów i optymalizacja wydatków – z tym, że moim zdaniem po osiągnięciu pewnego pułapu z prawej strony wzoru nie da się już wiele wycisnąć i grozi nam raczej przeobrażenie się w sknerę przeliczającego każdy grosik niż milionera.
No to jak mniej wydawać i nie dać się zwariować?
Dochodzimy tu do sedna sprawy.
Wiele amerykańskich blogów typu frugal koncentruje się na tym gdzie najtaniej kupić zgrzewkę Budweisera czy jak elegancko ubrać się za 10 dolarów w sklepie Armii Zbawienia z jednego prostego powodu:
ci ludzie najczęściej są zadłużeni po daszek i nie mogą spać przez kredyty.
To jest kluczowa kwestia.
Trzeba pozbyć się jak najszybciej wszelkich kredytów – możemy trochę podyskutować o kredytach inwestycyjnych czy hipotecznych, ale też nie jestem do końca przekonany, że za 5 czy 10 lat kredyty hipoteczne nie staną się naprawdę poważnym ciężarem dla kredytobiorców z pokolenia 0-5%.
Pewnie nie potrafią oni sobie wyobrazić kredytu hipotecznego na 15 czy 20% rocznie, a tymczasem w ostatnich 20 czy 30 latach takich okresów było kilka, więc czemu niby przez następne dekady ma być inaczej?
Oczywiście gdzieś trzeba mieszkać i większość Polaków zarabiających 2-3 tys. PLN miesięcznie inaczej nie kupi mieszkania, czy nie wybuduje domu. Jednak jeśli kupuję nie za swoje, nie muszę zakładać sobie pętli na szyję na 20 czy 30 lat (klucz do rozwiązania zagadki: stosunek raty kredytu do naszych dochodów: wg mnie 30% stanowi maksimum).
Dopiero bez tego ciężaru długu da się efektywnie zmniejszać wydatki przez prościutki trik:
wszystkie pieniądze na bieżące wydatki trzymaj na koncie oszczędnościowym i z każdym wpływem gotówki stale uzupełniaj stan rachunku.
Budżety domowe są bardzo różne, ale na przykład jeśli planujesz rodzinny wyjazd wakacyjny czy kupujesz/ubezpieczasz samochód, na takim koncie powinno znajdować się stale naprawdę sporo pieniędzy i w ciągu roku uzbiera się co najmniej kilka dodatkowych stówek z odsetek, na które polują zapakowani w kredyty ekstremalni frugaliści poprzez wyłączanie ogrzewania w zimie czy czytanie przy świeczce. Można jeszcze nieco zoptymalizować strukturę wydatków przy pomocy karty kredytowej, ale dla większości ludzi to raczej niebezpieczna zabawa i jeśli nie jesteś osobą zdyscyplinowaną, lepiej przetnij kartę kredytową nożyczkami i wyrzuć ją do kosza.
Poza tym posiadając gotówkę możesz negocjować przy zakupach bardzo wielu rzeczy uzyskując naprawdę atrakcyjne zniżki.
A wszystko trzeba zacząć od samego początku, czyli dłuższego zastanowienia się nad formułą: PRZYCHODY- WYDATKI > 0