Skończyły się wakacje, ale niektórzy mają jeszcze po nich jedno przykre wspomnienie, czyli raty kredytu gotówkowego do spłaty, albo mocno naruszone saldo karty kredytowej. Jeśli znalazłeś się w takiej sytuacji, teraz pora ją zmienić.
Zacznijmy od pytania czy posiadasz fundusz bezpieczeństwa/awaryjny na nieprzewidziane wydatki?
Jeśli nie, przy najbliższym przypływie gotówki zacznij go budować, choćby od 100 zł i po prostu wpłacaj je na oddzielne konto oszczędnościowe. Najważniejsza jest tu płynność i dostępność do tych środków, najlepiej oprocentowanych co najmniej na poziomie inflacji. Teraz takiego problemu nie ma, bo na przykład rachunki oszczędnościowe w eurobanku na 5,7% czy Konto Mocno Oszczędzające w Polbanku (tu Grecy trochę utrudniają wypłatę kasy, ale jest wyższe oprocentowanie 6,5%) zupełnie wystarczają do tego celu.
Sprawa jest dość znana, ale przypomnę, że fundusz awaryjny wykorzystasz w naprawdę podbramkowej sytuacji, a nie wtedy, gdy na przykład nagle wpadniesz na pomysł zakupu jakiegoś fajnego gadżetu (iPhone, laptop, plazma itp.).
Środki zostaną użyte w nieprzewidzianej, przykrej sytuacji typu choroba czy utrata pracy. Takie historie dopadają każdego i jedni są do nich przygotowani, a inni nie.
Najlepiej operować tu w kategorii wydatków miesięcznych i małżeństwo powinno uzbierać przynajmniej ich trzykrotność, natomiast osoby z dochodem jednostkowym (na przykład tylko pracujący mąż, albo samotni) muszą liczyć się z większą kwotą (co najmniej sześciomiesięczny budżet).
Jeśli nie zbudowałeś jeszcze tego funduszu, od tego wypada zacząć.
Podejrzewam, że bardzo niewielu Polaków zawraca sobie tym głowę i nasi rodacy wolą wziąć „okazyjny” kredyt na 30% rocznie równocześnie marząc o regularnych zyskach rzędu 20% rocznie na giełdzie czy z funduszy inwestycyjnych. Sam jestem ciekaw jak to jest z czytelnikami bloga i z tego powodu z prawej strony znajdziesz ankietę na ten temat.
Przy okazji zauważyłem, że istnieje całkiem spore grono hazardzistów, którzy utrzymują wysokie długi konsumpcyjne, typu karta kredytowa czy spłacane raty za samochód z oprocentowaniem 15-25% rocznie, bo ich zdaniem to się nie liczy, ponieważ ich „złoty strzał” czy genialny system gry na giełdzie/Forexie czy gdziekolwiek indziej zapewni im bogactwo. Wtedy spłacą długi z nawiązką. Czasem faktycznie uda się, ale w ten sposób utrudniają sobie zadanie przez niepotrzebną dodatkową presję, którą wywierają na nich dodatkowe obciążenia finansowe. Oni muszą zarobić i grają nawet wtedy, kiedy nie powinni.
No dobra, ale wróćmy na początek i pytania o te wakacje na kredyt.
Jeżeli zbudowałeś fundusz awaryjny, kolejny krok to fundusz czy wręcz fundusze na większe, regularne wydatki.
Pierwszy pożeracz gotówki to nasz samochód. Co roku dużym wydatkiem jest ubezpieczenie i wiadomo, ze trzeba je będzie zapłacić. Poza tym dochodzą jakieś naprawy i paliwo (to ostatnie możemy uwzględnić w budżecie miesięcznym). Z tego powodu proponuję oddzielne konto w banku nazwane na przykład tak:
I regularne dopłacanie do niego.
W ten sposób pad akumulatora z ubiegłego tygodnia zupełnie mnie nie wzruszył, tak jak lipcowe ubezpieczenie.
Podobnie możemy rozpracować kolejne duże wydatki – na przykład na dom/mieszkanie (poza stałymi opłatami), wakacje, ferie zimowe czy na przykład czesne za studia.
Wiem, że wielu ludzi zarabia na pewno sporo mniej niż średnia krajowa i ciężko im się do tego zmobilizować, ale na pewno jeśli płacisz odsetki od kredytów oprocentowanych na 30% wcale od tego twoje życie się nie poprawi.
Po prostu zmierzamy do tego, żeby zdanie „niech pieniądze pracują na mnie, a nie ja na nie” było jak najbliższe prawdy.