
Wiadomo, że ciężko znaleźć w Polsce miarodajne źródło z rzeczywistymi cenami transakcyjnymi, więc przyjmijmy za dobrą monetę opracowanie Open Finance i Home Brokera.

Ceny są wciąż wysoko nad tymi z 2004 roku, nie mówiąc o jeszcze wcześniejszym dołku cenowym.
5 lat temu cena metra kwadratowego nowego mieszkania w Warszawie wynosiła przeciętnie 4000 zł. Uważam, że ponad 7000 zł, nawet jeśli nieco podkręcone przez pośredników zainteresowanych sprzedażą (powiedzmy w realu jest 6,5-7k) i tak jest grubo za wysoko, aby uznać je za atrakcyjne jako inwestycję.
No i mieszkanie w Warszawie to może być na przykład apartament na Mokotowie jak i blok w Tarchominie.
Pewnie podobnie z cenami jest w innych miastach w Polsce.
Zazwyczaj w takich niespokojnych czasach jak teraz dobrym pomysłem wydają się grunty. Tymczasem ziemia cały czas … drożeje. Przykład z dziś:
„W II kwartale tego roku średnia cena gruntów wzrosła o około 14 proc. wobec I kwartału 2009 r. i o 32 proc. wobec II kwartału rok wcześniej - wynika z danych Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR). W II kwartale średnia cena gruntów wyniosła 15,62 tys. zł za 1 ha.”
Tu z kolei wyjaśnieniem może być też pęd do dopłat unijnych, lecz te same dopłaty i to w wyższej skali nie powodują wzrostu cen we Francji czy Niemczech, do których praktycznie już zbliżyliśmy się na wyciągnięcie ręki.
Liczyłem, że z czasem w tym portfelu pojawi się coś z nieruchomości, ale nadal szanse są marne – ewentualnie garaż czy garaże pod wynajem wydają się jedynym dobrym pomysłem w tej chwili i polecam rozważenie tego projektu osobom, które mają trochę wolnej gotówki i głowę na karku.
Inaczej sprawa wygląda jeśli ktoś nie inwestuje, a kupuje nieruchomość, żeby w niej mieszkać. Tu nie widzę powodów do odwlekania decyzji o zakupach w nieskończoność. Już teraz dobrze jest zacząć sie rozglądać po rynku, zarówno dostępnych kredytów jak i nieruchomości, a potem nie ma co płakać, że nie trafiliśmy w dołek. Wybór teraz jest zdecydowanie większy, a ceny niższe niż w zeszłym roku.