Jeden z czytelników zapytał się czy teraz kupować dolary, a może jeszcze lepiej fundusze powiązane z tą walutą, bo taniej już raczej nie będzie.
Jest to pytanie z cyklu za 10 punktów.
Moim zdaniem należałoby w takim razie patrzeć przede wszystkim na koniunkturę na giełdach.
Jeśli rzeczywiście docelowo wędrujemy do poziomów z momentu bankructwa Lehman Brothers we wrześniu 2008 roku – niecałe 2400 pkt na WIG20 oraz 1200 na S&P500, w tym czasie złoty pozostanie względnie silny.
Z tego wychodzi mi, że w skrajnym wariancie dolar mógłby nawet spaść do 2,4 zł i to jest poziom na pewno warty zastanowienia, jak też cały zakres do mniej więcej 2,75 zł.
Co do moich osobistych przekonań, czyli subiektywnego spojrzenia kluczowe będzie zachowanie w zakresie 2,85-2,95 zł i jeśli to się nie utrzyma nie łapałbym dołka na siłę.
Oczywiście nie mam na myśli żadnego Forexu i w ogóle gry na dźwigni tylko spokojne inwestowanie w fundusze obligacji.
Z tego wynika, że wracamy do dyskusji czy giełdy robią teraz szczyty i znowu się cofną czy też pójdą wyżej? Jeśli ktoś wierzy, że kończymy falę wzrostową fundusz dolarowy czy sama waluta przyniesie mu zysk.
A co w takim razie z masowym drukiem dolara i końcem zielonego? Według mnie w tych rozważaniach można tą kwestię na razie pominąć, bo w przypadku zejścia dolara na dno złoty będzie prawdopodobnie pukał od spodu.
Gdybym miał kredyt hipoteczny we frankach, czekałbym na kontynuację zwyżek na giełdach i przy „przedlehmanowych” poziomach kupiłbym fizycznie większą ilość na późniejsze spłaty rat, ewentualnie zajął pozycję na kontraktach terminowych na walutę lub Forexie.
Prawdopodobnie w zakresie 2,4-2,6 zł za franka.
Co do euro to jak widać w tym portfelu cały czas już będzie obecne jako taki stabilizator i jeśli kurs zejdzie do 3,8 zł dokupię kolejne 100.
Zastrzegam, że są to moje prywatne opinie i proszę się jednak samodzielnie dobrze zastanowić przed podjęciem jakichkolwiek decyzji.