niedziela, 15 lutego 2009
Jak przetrwać i zarobić na kryzysie?
Najbardziej ekstremalną wersją zrobienia z nas milionerów wydaje się ta, do której usilnie dążą magicy sterujący światem finansów, czyli podjazd taczką do banku po wypłatę. Wtedy mój cel zostanie zrealizowany nadspodziewanie szybko, lecz w zupełnie nieoczekiwany i niechciany sposób.
Odrzucam jednak na razie skrajny wariant, czyli wojny, koniec świata itd., ale nie znaczy to rzecz jasna, że w razie krachu złotego będę bezczynnie czekał na wypełnienie się losu (niekoniecznie w portfelu appfunds). Tym bardziej, że wyraźnie słabnie moja wiara w papierowy pieniądz drukowany w tak kosmicznych ilościach przez szalonych Jankesów.
Fortuny powstają w czasach takich jak obecne, które trafiają się raz na sto lat. Na razie trochę ekstrapoluję, bo wszystkie ruchy rynkowe nadal mimo wszystko mieszczą się w normie, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jeszcze wiele przed nami.
Gdzie widzę wielką szansę na przyspieszenie i gwałtowny skok wartości naszego majątku?
W akcjach i potem w nieruchomościach.
Po drodze mogą nadal trafiać się spekulacje na przykład na surowcach, obrona kasy w złocie i tak dalej, ale długoterminowo zaczynam się przygotowywać do zbierania akcji.
Obecnie nawet, jeśli wystąpi jakieś odbicie, to będzie według mnie korekcyjne i zmienię zdanie dopiero po wyraźnym przebiciu trendu spadkowego.
Tutaj wtrącę małą dygresję: zauważyłem w niektórych komentarzach pewną dezorientację czytelników. Część zdaje się zupełnie ignorować fakt, że ponad 85% portfela stanowią lokaty i depozyty oraz inne względne bezpiecznie instrumenty (było złoto i srebrne monety ostatnio skonwertowane na gotówkę na rzecz przejrzystości portfela), a niedawno było jeszcze więcej.
To chyba najlepiej wyraża moje zdanie na temat rynku.
Z drugiej strony zakładam, że zawsze mogę się mylić i nigdy nie wiadomo czy dno już było. W końcu ceny niektórych spółek trudno uznać za wygórowane (przykładem służy Duda).
Jednak to jeszcze nie jest to na co czekam. Kupując teraz na przykład akcje PKOBP jaką mam szansę na potrojenie pieniędzy w jakimś rozsądnym horyzoncie kilku lat? Nikłą, skoro max szaleńczej hossy był poniżej 60 zł.
Na niektórych mniejszych spółkach takie okazje na pewno już widać, lecz tam oczekiwałbym stosunku zysk:ryzyko w rodzaju 5:1 czy 10:1, a może i więcej. Sporo z nich przecież zbankrutuje, albo będą krążyć po parkiecie jak zombie po kilka groszy za akcję.
Na razie wszelkie oceny są zagmatwane – dopiero gdzieś po 2 kwartałach tego roku da się jakoś to trochę objąć od strony fundamentów. Pozostaje technika, która też za bardzo nie zachęca do jazdy pod prąd.
Oczywiście, jeśli ktoś ma czas na spekulację, teraz wiele rynków chodzi w trendach i może też zarabiać nawet w bessie na przykład na walutach czy futach.
Ogólnie w tej chwili dla przeciętnego człowieka ważna jest raczej defensywa i obrona aktywów przed wyparowaniem oraz dokładanie nowych środków niż agresywny trading.
Dow Jones 8 lipca 1932 roku zamknął się na 41,22 punktów. Od maksimum z września 1929 roku (381,17 pkt) spadł aż o 89%. Do cen z 1929 wrócił dopiero 25 lat później, czyli długoterminowcy nie zwracający uwagi na straty sromotnie przegrali. Czy obecny kryzys będzie podobny? Trudno oceniać, bo są nieco inne przyczyny, ale zasadnicza jest ta sama - wybujała spekulacja i to się nie zmienia w historii ludzkości.
Chciwość, która zamieniła się w strach.
Zauważmy jednak, że kto wszedł nawet 50% wyżej od dołka, czyli na powiedzmy poziomie 60 pkt, jeszcze w trakcie trwającego kryzysu potroił pieniądze w niecałe 6 lat.
Podobne zjawiska nastąpią na rynku nieruchomości (rzecz jasna z mniejszą dynamiką zmian).
Z tego powodu teraz najważniejsza strategia to ochrona kapitału. U nas niestety dochodzi jeszcze ryzyko walutowe i w ogóle samego papierowego pieniądza, przed jednym i drugim trzeba się zabezpieczyć.
Nie traćmy jednak nadziei, bo właśnie w takich czasach buduje się prawdziwe majątki, czego życzę wszystkim czytelnikom.