W zeszłym roku pytaliśmy się czy pęknie dolar, a tymczasem w ostatnich tygodniach nagle nasza waluta stała się ulubioną zabawką spekulantów. Szczególnie gwałtowna fala, idealnie skorelowana ze spadkami na giełdzie zaczęła się na początku stycznia.
Coś słabo z moją orientacją, skoro nie zarobiłem ani na jednym, ani na drugim ruchu.
Teraz czytam różne prognozy o 5 czy 6 zł za euro i zastanawiam się czy rzeczywiście tak może się zdarzyć. Tego nikt nie wie, bo trend trwa i nie widać, żeby słabł.
Co w takim razie powinien robić zwykły zjadacz chleba?
Jak masz jakieś długi, to zaciśnij zęby i spłacaj. Zadłużenie z karty kredytowej, kredyty konsumpcyjne i inne balasty trzeba wyrzucić za burtę jak najszybciej. Kryzys atakuje z zaskakującą siłą.
Jeśli masz wolne środki i akurat takie plany, nie ma co czekać z większymi zakupami importowanych dóbr konsumpcyjnych, bo zaraz zdrożeją. Z tego powodu w tym tygodniu nabyłem drogą zakupu netbooka MSI Wind.
Szczerze mówiąc czekałem w styczniu aż euro zejdzie do 3,8 zł, żeby kupić sobie walutę na wydatki wakacyjne. Teraz jestem nieco zdezorientowany tempem spadku złotego w ostatnim miesiącu i po prostu kupię trochę z bólem serca po spadku do 4,3 zł, po cichu licząc na uspokojenie.
W ogóle najpraktyczniej wydaje mi się skoncentrować właśnie na euro, skoro Polska za ileś tam lat w końcu przyjmie tę walutę.
Za część kasy kupiłbym może trochę jenów, ale tu pewnie lepiej otworzyć jakąś pozycję na Forexie – przeszkadza mi brak czasu i temat leży odłogiem.
Dolara w ogóle nie biorę pod uwagę z wiadomych względów. Fundamentalnie nie wiem czy on jest wart ze 2 zł, ale póki trwa wielka spekulacja i ssanie wszystkich rynków z kapitału może iść na 4 zł i wyżej jak swego czasu Skotan na 500 zł (porównanie nieprzypadkowe).
Przy okazji wyjaśnię czemu niespecjalnie zajmowałem się walutami - co miesiąc rosły mi wpływy z klikanych na blogu reklam Google AdSense, które jak wiadomo rozliczane są w dolarach. Wyraźnie podskoczyły w grudniu i na początku stycznia, ale już od 8 stycznia - zabawna zbieżność z początkiem spadków na giełdzie i wyprzedaży złotego, radykalnie spadły. Wiadomo, że kryzys powoduje obcinanie budżetów reklamowych, a kliki przeliczane są w AdWords ze złotych na dolary i stąd spadek ich wartości jednostkowych. Luty będzie słabszy od stycznia, więc automatycznie wraca temat walut w portfelu, Z tego powodu po ruchu powrotnym euro niedużą część kasy z Eurobanku przeznaczę na zakup €.< br />
Nie przekonuje mnie ani funt, ani frank szwajcarski. Szczególnie ten pierwszy. Zadłużeni we frankach powinni zmobilizować się i kupić trochę franków na korekcie (po 3 zł).
Ze względu na rosnące ryzyko postanowiłem od marca kupować w niewielkich porcjach euro do swojego funduszu bezpieczeństwa (to nie portfel appfunds).
Najważniejsze, aby nie tracić głowy i bacznie obserwować ruch walut, bo wyraźnie widać, że kiedy złoty zacznie się lekko umacniać, prawdopodobnie nastąpi jakieś odbicie na giełdzie. Długoterminowcy nie mają powodów do nerwowości i mogą spokojnie czekać na kasie aż się nasz ryneczek oczyści. Szkoda tylko, że ta kupka kasy topnieje z każdym dnim razem z taniejącym złotym.