16 października w New York Timesie ukazał się list Buffetta, w którym dowodzi, że warto kupować akcje, bo wyceny są już na absurdalnie niskich poziomach. Szczerze mówiąc, kto posłuchał miał okazję zarobić, w niektórych przypadkach całkiem pokaźne pieniądze (mi też w sumie na razie od tamtego tekstu również wpadło kilka stówek na – TPSA, na + KGHM, Ponar i Agora).
Jednak Buffett pisał o perspektywie wieloletniej i tu znajdziemy coś, co mocno mi się nie podoba. Berkshire Hathaway opublikowało w piątek raport kwartalny, z którego jasno wynika, że wystawili mnóstwo opcji put na indeksy amerykańskie, czyli inaczej mówiąc Warren naganiał.
Wystawienie opcji put typu europejskiego oznacza, że nabywca zarobi w przypadku jeśli rynek będzie nisko. Europejska tym się różni od amerykańskiej, że rozliczenie dokonuje się na końcu, po jej wygaśnięciu.
Z tego wynika, że Berkshire Hathaway zainkasowało gotówkę już teraz i czeka na hossę. Spryt tego posunięcia polega na tym, że wygasną one za kilkanaście lat (średnia 13,5 roku). Z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że Buffett albo umrze do tego czasu, albo przejdzie na emeryturę w glorii chwały.
Do tej pory wielokrotnie udowodnił swoją wielkość, ale teraz muszę go skrytykować, że w popularnej gazecie namawia do zakupów akcji, a jednocześnie jego holding wystawia tyle opcji. Ze względów księgowych muszą na bieżąco uaktualniać wysokość strat i w tym roku są na opcjach ponad 2 mld $ w plecy. Oczywiście na razie wirtualnie, bo gotówka jest w kasie, a za opcje trzeba będzie oddać dopiero za wiele lat jakby nie udało się z hossą.
Trochę mnie też dziwi, że konserwatywny inwestor, który nie chciał kupować spółek komputerowych, bo nie rozumiał ich modelu biznesu, teraz tak ochoczo wszedł w pochodne.
Biznes to biznes, ale czy Buffett musi uciekać się do takich sztuczek? Nie do końca go rozumiem. Kasy mu przecież nie brakuje, a po co psuć sobie wizerunek? Trochę to wygląda jak strzelanie gola ręką przez Maradonę.