W 2005 powstało Investors TFI założone przez grupę finansistów zupełnie niezależnie od dużych instytucji finansowych. W tej chwili najpopularniejszym produktem są certyfikaty Investor FIZ.
Certyfikaty można nabywać w ofercie pierwotnej w placówkach BGŻ, ale co istotne są one w miarę płynne, ponieważ handluje się nimi na GPW w systemie notowań ciągłych.
Tak naprawdę jest to fundusz hedgingowy, ponieważ zarządzający arbitralnie ustalają, czy w danym momencie warto kupić akcje, a może zagrać na spadki, wejść w rynek surowców i tak dalej.
Zarządzający dość odważnie twierdzą, że mogą zarabiać w czasie każdej koniunktury giełdowej ze względu na swoją elastyczność i fachowość.
W tej chwili aktywa wynoszą 600 mln złotych i proszę pamiętać, że wraz z ich wzrostem zarabianie staje się trudniejsze.
Do końca października 2007 wyniki były fantastyczne. 31.10 2007 certyfikat był wyceniany na 2977,79 i jak dotąd stanowi to absolutne maksimum osiągnięć. Porównując ten wynik do WIG-u, który wzrósł w tym okresie o nieco ponad 100 %, rezultat niemal 2 x lepszy budzi szacunek.
Niestety od listopada passa zaczęła się odwracać od Investors i wbrew zapewnieniom, że potrafią zarabiać w czasie bessy, szło to dość topornie.
Prawdziwy kataklizm spotkał inwestorów w lipcu, gdy wartość spadła aż o blisko 9 %. Tym bardziej kontrastuje to z WIGiem, który przez ten sam okres znalazł się na lekkim plusie.
Mam nadzieję, że to chwilowa zadyszka Investors i wezmą się w garść, bo sam też rozważam jakieś małe zakupy 1 czy 2 sztuk, ale pod warunkiem, że ich czarna seria się odwróci.
Trzeba pamiętać, że tego typu fundusze mogą przynieść spore zyski, ale ryzyko też rośnie i nie należy szarżować z ich wielkością w portfelu. 10% wydaje mi się rozsądną wartością. Widać, że sporo osób przeszarżowało z zaangażowaniem i teraz żali się na przykład na forum Bankiera i w innych miejscach w sieci. Na drugi raz warto się zastanowić nad wielkością pozycji, a nie zwalać winę wyłącznie na faktycznie niezbyt imponujące wyniki funduszu.