poniedziałek, 26 marca 2012

Co utrudnia grę na foreksie?

Rynek forex przeżywa bardzo szybki rozwój oferując szansę/iluzję szybkiego zarobku dużych pieniędzy i to na dodatek także osobom, które nie dysponują setkami tysięcy czy milionami złotych.

Zresztą ankieta na blogu wskazuje, że zainteresowanie foreksem rośnie:


Jednak rzeczywistość okazuje się brutalna i zarabianie na FX wcale nie jest łatwiejsze niż na giełdzie, tylko po prostu ruchy są szybsze ze względu na najczęściej wybieraną bardzo wysoką dźwignię.

Co w takim razie utrudnia grę na foreksie?

Pomińmy sprawy techniczne, czy jakieś dziwne praktyki brokerów (szpile, rekwotowania itd.).

Moim zdaniem - problemem jest zbyt duże zaangażowanie czasowe gracza/spekulanta, o ile nie stosuje automatów (przy ich budowie pojawia się sporo problemów- w tym trudny dostęp do wiarygodnych danych), które również nie są przecież czarną skrzynką włączaną i wyłączaną raz na jakiś czas. Trudno pogodzić aktywną spekulację z innymi zajęciami.

Poza tym bezwzględnie trzeba posiadać sprawdzoną metodę/system, który pozwala nam zarabiać długoterminowo (gracze uwielbiają bawić się w coś takiego: długa seria małych zarobków i co jakiś czas potężny zonk). Musi ona uwzględniać wiele czynników, w tym zarządzanie wielkością pozycji, czyli dopasowanie dźwigni do naszego kapitału.

Ta dźwignia powoduje zresztą pewne nieporozumienie co do wyliczanej stopy zwrotu - licz ją od całego inwestowanego kapitału, a nie od samego depozytu wpłaconego do brokera- to tak samo jakbym obstawił kupon u bukmachera za 100 złotych i wygrał drugie sto, a potem się chwalił, że zarabiam 100 procent w weekend. W ten sposób masz prawidłowy obraz portfela i nie bujasz w obłokach.

Istnieje jeszcze coś powiązanego z dźwignią co powoduje, że większość traci na foreksie, zupełnie lekceważąc tę kwestię - bardzo wysokie koszty transakcyjne.

To paradoks, ale właśnie tak jest i jak pisze "WSJ", w 2011 roku znana platforma FXCM  z każdego miliona USD średnio pobierała  98 dolarów prowizji, czyli przy popularnej dźwigni 1:50, klient posiadający rachunek o wartości 20 tys. USD wydawał średnio prawie pół punktu procentowego na każdą transakcję.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że klient dokonuje ich średnio kilka dziennie  (u tego brokera przeciętnie 2,7), to zauważmy, że przy sprawiedliwej grze, gdzie nikt nie ma przewagi, kasyno bardzo szybko wykończy aktywnego gracza i będzie on niezwykle zdziwiony, że na przykład na giełdzie zarabiał, a tu traci.

Dlatego przeciętnie 70 procent rachunków u tego brokera przegrywa (to i tak optymistyczny szacunek, bo zapewne ci z martwymi rachunkami są liczeni do puli nieprzegrywających), co wymaga stałego dopływu nowych klientów i zwiększonej aktywności marketingowej.

Jaki wypływa z tego wniosek poza "nie graj, jeśli nie masz istotnej przewagi"?

Zmniejsz dźwignię i pracuj nad systemem. I tej wersji się trzymam.