niedziela, 23 października 2011

Analiza techniczna dla spekulantów, fundamentalna dla cierpliwych

W najnowszym numerze tygodnika "The Economist" znajdziemy recenzję książki zarządzającego funduszami G. Williamsa pod tytułem "Slow Finance".

Autor postuluje, żeby w świecie, który zapewne będzie rósł znacznie wolniej niż dotychczas, skupić się na inwestowaniu w wartość, najlepiej w spółki płacące regularnie wysokie dywidendy, które są często obecnie niedoceniane przez rynek.

Koncept szlachetny, ale jeśli strefa euro z hukiem się zawali i runie ten papierowy domek z kart, nawet najlepsze firmy mogą mieć poważne problemy (to taka moja dygresja).

Przy okazji "The Economist" wskazuje na coś jeszcze.

W akademickim świecie z pewnym trudem przebija się koncepcja, że rynki efektywne i inne "krowy o kształcie koła" są pięknymi, teoretycznymi konstrukcjami niewiele przystającymi do realnego świata.

Stąd zawsze interesująco wygląda sytuacja, kiedy niechętnie przyznają oni rację praktykom.

Wreszcie doczekała się jakiejś akceptacji analiza techniczna, a dokładniej mówiąc gra z trendem. W pracach "A Theoretical Analysis of Momentum and Value Strategies" oraz "An Institutional Theory of Momentum and Reversal" Dimitri Vayanos i Paul Woolley z LSE dowodzą, że akcje spółek, które ostatnio rosły mają tendencję do dalszego wzrostu i zachowywania się silniej od średniej rynkowej, ale tylko krótkoterminowo. Potem następuje znaczne pogorszenie wyników.

Z kolei inwestowanie w wartość przynosi efekt, ale tylko, jeśli patrzymy na nasz portfel długoterminowo.

Z tego wynika, że aktywni gracze jak najbardziej mogą polować na trendy, które są pewnego rodzaju anomaliami, ale muszą uważać, aby nie wrócić do punktu wyjścia.

A skąd się one biorą?

Pewnym wyjaśnieniem służą wpływy do funduszy inwestycyjnych. Kiedy dany zarządzający radzi sobie bardzo dobrze, następuje gwałtowny dopływ świeżych środków i wtedy kupuje on często te same ulubione aktywa, windując ich kursy. Z czasem zbyt wysoko (złoto?).

Natomiast fani Grahama powinni uzbroić się w cierpliwość i grzebać w fundamentach, czyli robić to co Buffett, zanim zaczął bawić się w politykę i znajomościami w Waszyngtonie.